środa, 31 grudnia 2014

200 lat huty w Ostrowcu, cz. 3

Już po raz ostatni wracamy to wątku urodzinowego ostrowieckiej huty. Tak naprawdę nie wiadomo czy w ubiegłym roku hucie stuknęło 200, 199 czy 198 lat. Być może to w tym, kończącym się 2014 roku powinniśmy dmuchać świeczki na torcie z okazji okrągłej rocznicy, a może i w przyszłym. Ale sza…, lepiej nikomu nie dawać pretekstu, a nuż zechce coś zorganizować w klimacie ubiegłorocznym? To już i tak nieważne, „uroczystości” się odbyły, rok 1813 został oficjalnie namaszczony jako początek triumfalnego pochodu ostrowieckiej huty, który rozpoczął się w Kuźni… No właśnie, w Kuźni… Pojawia się tu kolejna niejasność, a raczej wątpliwość: czy w ogóle zakład w Kuźni można uznać za zaczątek ostrowieckiej huty? A może jednak był to rok 1837, kiedy inż. Antoni Klimkiewicz buduje na błoniach pod Ostrowcem nowoczesny zakład nazywany hutą Klimkiewiczów?


Po kolei. Na początku XIX w. Jerzy Dobrzański zbudował w Kuźni, nad odnogą Kamiennej zwaną Młynówką hutę żelaza z wielkim piecem i fryszerkami. Huta duża nie była, o niewielkiej zdolności produkcyjnej, a sam wielki piec był jeszcze w typie XVIII-wiecznym. Przez kilkadziesiąt lat huta przechodziła różne koleje losu (postoje, pożary, powodzie, etc.). W szczątkowej formie przetrwała do lat 70-tych XIX w. kiedy to zakład ostatecznie zamknięto. Tymczasem w latach 1837-1839 z inicjatywy hr. Henryka Łubieńskiego w sąsiedztwie Kuźni powstaje kolejna huta w dobrach ostrowieckich. Huta Klimkiewiczów, nowoczesna jak na owe czasy i zbudowana z rozmachem, poradziła sobie znacznie lepiej. Ta też miała momenty lepsze i gorsze. Zmieniali się właściciele, zmieniały się czasy i nazwa (Zakłady Ostrowieckie, Huta im. Marcelego Nowotki, Huta Ostrowiec), ale zakład przetrwał, wyrastając nawet okresami na krajowego potentata. W okresie PRL-owskiej prosperity (sic!) we wschodniej części Ostrowca wybudowano nowy Zakład Metalurgiczny, potocznie nazywany „Nowym Zakładem” w odróżnieniu od tzw. „Starego Zakładu”, który na nadrzecznych błoniach pracował nieprzerwanie od czasów inżyniera Klimkiewicza. Do czasu… bo nadeszły lata 90-te, czas restrukturyzacji i przekształceń, a przy okazji kompletnej dewastacji dzieła inż. Klimkiewicza. To temat na osobny tekst. Tzw. „Nowy Zakład” przetrwał. Dziś to Huta Celsa Ostrowiec – bezpośredni sukcesor idei XIX-wiecznych Ojców Założycieli. Tylko którego? Dobrzańskiego czy Klimkiewicza?


Już kilkadziesiąt lat temu (1965) Mieczysław Radwan zdecydowanie stanął po jednej stronie barykady pisząc: „Kuźnia była nieznaczącym fragmentem, podobnym jak pobliski Mychów, czy nawet Bodzechów. Zadecydowała nowa śmiała koncepcja budowy na nowym miejscu i - jak widzimy - z perspektywą rozwoju. Należy więc utrzymać 1837 r. jako datę założenia huty (…)”. Z jednej strony prawda. Sama huta w Kuźni prędzej czy później by upadła i gdyby nie nowa inwestycja realizowana przez Klimkiewicza historia ostrowieckiego hutnictwa pewnie nie wyszłaby poza wiek XIX. Nie było też tak, jak widzą to niektórzy, że budowa nowego zakładu była tylko rozbudową istniejącej już huty. Budując nową, nowoczesną hutę Klimkiewicz rzeczywiście musiał mieć wizję i „śmiałą koncepcję z perspektywą rozwoju”.
Ale z drugiej strony… Oba zakłady położone były w dobrach ostrowieckich i wspólnie dzieliły ich los. Położone były po sąsiedzku, dzieliła je tylko Kamienna. Współcześni obie huty traktowali łącznie. Dla przykładu Łabęcki w „Górnictwie w Polsce” (1841) podaje zdolność produkcyjną „…zakładów Ostrowieckich, to jest 3 wielkich pieców…”. A więc 1 pieca w Kuźni i 2 nowych w Klimkiewiczowie. Zakłady miały jednego właściciela (od 1840 r. był to Bank Polski), z reguły jedna osoba była też zawiadowcą „fabryk żelaznych ostrowieckich”. Huty wymieniały się pracownikami, choć ci najczęściej przechodzili z Kuźni do bardziej perspektywicznego Klimkiewiczowa. Kiedy na skutek pożaru uległ zniszczeniu wielki piec w Kuźni, dalej działała tam fryszerka Łukaszyn, która pracowała w oparciu o żelazo dostarczane z wielkich pieców Klimkiewiczowa. Nie był to może kombinat w sensie współczesnym, ale jednak Kuźnia przez kilkadziesiąt lat była częścią składową „fabryk żelaznych ostrowieckich”. Można powiedzieć, per analogiam, że huta Klimkiewiczów to taki „Nowy Zakład” – nowoczesny, zbudowany z rozmachem na „surowym korzeniu” i z „perspektywą rozwoju”. Kuźnia odegrała rolę „Starego Zakładu” i, niestety, podzieliła jego los. Ale Mieczysław Radwan piszący swoje słowa w 1965 r. nie mógł jeszcze o tym wiedzieć. 

środa, 26 listopada 2014

Szewna-Ostrowiec-Uralsk

Przed kościołem Św. Mikołaja w Szewnie znajduje się pierwszorzędny zabytek związany z dawnym ostrowieckim przemysłem. Mowa o charakterystycznej żelaznej bramie prowadzącej do kościoła. Jak na bramę, konstrukcja jest wyjątkowo oryginalna, ale jej pierwotne przeznaczenie było inne. Została wykonana w ostrowieckiej hucie jako kiosk ekspozycyjny Zakładów Ostrowieckich na wystawę przemysłowo-artystyczną w Niżnym Nowogrodzie (Rosja), która odbyła się w 1896 r. Zakłady Ostrowieckie prezentowały w nim swoje wyroby, za co zresztą otrzymały tam nagrodę państwową. W parę lat po wystawie huta podarowała konstrukcję szewieńskiemu kościołowi. Ok. 1906 r. została ustawiona w obecnym miejscu i odtąd pełni funkcję bramy. 


Zabytek sam w sobie jest bardzo ciekawy, związanych jest z nim kilka interesujących historii, w tym chociażby jego gościnne występy w Niżnym Nowogrodzie. Ale nie tylko. O tym za jakiś czas. Dziś jeden drobny, ale bardzo interesujący szczegół. Otóż przy bliższych oględzinach widać, że główna konstrukcja bramy wykonana jest z szyn kolejowych. Na każdej z nich znajduje się sygnatura pisana cyrylicą o treści:

О. Г. З.   IX.  95.  Р. У. Ж. Д.

Można to rozszyfrować w następujący sposób: О. Г. З. to Островецкие Горные Заводы, czyli Zakłady Górnicze Ostrowieckie, krótko mówiąc ostrowiecka huta. Dalej mamy datę – IX. 95. (na niektórych elementach widnieje też VIII). Najciekawsze jest jednak na końcu. Р. У. Ж. Д. to zapewne Рязанско-Уральская Железная Дорога, czyli Kolej Riazańsko-Uralska. A więc: producent – data wykonania – odbiorca.
Rzecz arcyciekawa. Kolej Riazańsko-Uralska była jedną z największych linii kolejowych w Rosji na przełomie XIX i XX wieku. Nazwa oczywiście pochodzi od skrajnych punktów linii – Riazania nad Oką i Uralska, obecnie w Kazachstanie. Wiadomo, że Zakłady Ostrowieckie produkowały części dla taboru kolejowego, ale chyba niespodzianką jest, że niektóre z nich mogły zawędrować w rejon Morza Kaspijskiego. 

wtorek, 14 października 2014

Kazimierz Bielenin

Trochę literatury. Ukazała się wydana przez AGH książka „Kazimierz Bielenin twórca polskiej archeometalurgii” pod redakcją Mirosława Karbowniczka. Publikacja przedstawia postać zmarłego w 2011 roku Profesora Kazimierza Bielenina – wybitnego znawcy starożytnego hutnictwa żelaza, prekursora badań nad starożytnym górnictwem i hutnictwem żelaza w Górach Świętokrzyskich, archeologa, archeometalurga, znakomitego badacza i miłośnika historii dawnej techniki.


Z noty biograficznej Profesora:
Większość swojego życia zawodowego związał z badaniami w zakresie archeologii starożytnego hutnictwa żelaza. Z inicjatywy prof. M. Radwana zaangażował się od 1955 roku w badania nad hutnictwem żelaza w Górach Świętokrzyskich; prowadził je do 1993 roku. Przebadał łącznie 135 stanowisk archeologicznych, w tym 114 stanowisk żużla dymarskiego oraz sondażowo 26 stanowisk starożytnego osadnictwa. Zidentyfikował tzw. piecowiska uporządkowane, system pieców tworzących geometryczne układy złożone z dwóch, trzech lub czterech szeregów. Przeprowadził podziemne badania archeologiczne starożytnej kopalni rudy żelaza w Rudkach k. Nowej Słupi. Połączenie wszystkich wyników badań umożliwiło opisanie, zinwentaryzowanie oraz popularyzację największego w tej części Europy przemysłowego okręgu górniczo-hutniczego w obszarze Gór Świętokrzyskich, istniejącego w czasach starożytnych, od II wieku p.n.e do IV wieku po Chrystusie.

piątek, 3 października 2014

Górnictwo rud żelaza

Dziś zapowiadany już kilkukrotnie temat historycznego górnictwa rud żelaza w rejonie Ostrowca Św. i prowadzonej inwentaryzacji reliktów kopalń. Poniżej krótki „gotowiec” wprowadzający w zagadnienie.

Początki górnictwa rud żelaza w rejonie Ostrowca Świętokrzyskiego sięgają okresu rzymskiego, kiedy w regionie świętokrzyskim funkcjonował wielki okręg produkcji żelaza obejmujący swoim zasięgiem również strefę doliny Kamiennej. Mimo braku przekonywujących danych na temat eksploatacji miejscowych rud metodami górniczymi, wydaje się pewne, biorąc pod uwagę skalę prowadzonej tu działalności hutniczej i zapotrzebowania na surowiec, że musiało w tym okresie istnieć wyspecjalizowane kopalnictwo. Tradycje z okresu rzymskiego były następnie kontynuowane w dobie średniowiecza, choć na dużo mniejszą skalę. W XVI-XVIII w. funkcjonowały w rejonie Ostrowca liczne kuźnice pracujące w oparciu o energię wody i korzystające z lokalnych złóż surowca. Z tego okresu pochodzą pierwsze historyczne wzmianki o miejscowych kopalniach w Goliskach, Sowiej Górze i Jędrzejowicach. Dalsza intensyfikacja produkcji hutniczej miała miejsce w XIX w. kiedy w dolinie Kamiennej nastąpił rozwój hutnictwa opartego na pracy wielkich pieców. Około 1813 r. powstaje wielki piec w Kuźni (obecnie dzielnica Ostrowca), a w 1837 r. uruchomiono kolejne dwa w Klimkiewiczowie (również Ostrowiec). Ponadto zakłady wielkopiecowe założono w Mychowie (1826), Bodzechowie i Chmielowie (1836). Wszystkie huty pracowały w oparciu o rudę wydobywaną z własnych kopalń.

Ruda syderytowa - żelaziak ilasty 
Ślady górniczej działalności w rejonie Ostrowca Świętokrzyskiego napotkać można po obu stronach rzeki Kamiennej, przy czym na północ od niej, na terenach leśnych występują słabo czytelne i trudne do identyfikacji wyrobiska dawnych kopalń odkrywkowych. Pozostałości kopalń głębinowych koncentrują się na południe od miasta, na krawędzi lessowej wysoczyzny opadającej ku dolinie Kamiennej. Występują na powierzchni pól uprawnych w paśmie o dł. ok. 10 km prawie w całości położonym w obrębie gm. Bodzechów. Relikty kopalń najczęściej mają postać okrągławych lub nieregularnych hałd usypiskowych skały płonej (tzw. „warpie”, „warpy”), zazwyczaj z widocznym zaklęśniętym otworem szybu wydobywczego. Ich wielkość bywa różna – od kilku do kilkudziesięciu metrów średnicy i zachowanej wysokości do 3-4 metrów. Wszystkie reprezentują podziemny, szybowy lub sztolniowy system eksploatacji. Szyby osiągały głębokość od kilkunastu do ponad 40 metrów. Eksploatowano rudy syderytowe, przede wszystkim żelaziak ilasty z serii rudonośnej dolnego liasu.

Przykłady powierzchniowych reliktów dawnego górnictwa w rejonie Ostrowca Św.:
Goździelin, kopalnia "Sewerynów"
Moczydło, kopalnia "Długi Chrust"/"Moczydło"
Jędrzejów, kopalnia "Miłków" (?)
Jędrzejów, kopalnia "Miłków" (?)
Pojedyncze obiekty tworzą większe skupiska – pola górnicze, położone na lokalnych wyniesieniach terenu, usytuowane najczęściej w górnej części zbocza oraz na jego kulminacji. W chwili obecnej wskazać można 11 pól górniczych (większość można identyfikować ze znanymi ze źródeł historycznych kopalniami), na których grupuje się od kilku do kilkudziesięciu pojedynczych obiektów. Łączna powierzchnia wszystkich pól górniczych wynosi ok. 3 km2, a liczbę występujących na nich pojedynczych obiektów wstępnie oszacować można na 300-350. Chronologię kopalń najogólniej zamknąć można pomiędzy XVII a XIX w., ze wskazaniem głównie na wiek XIX, kiedy w dolinie Kamiennej nastąpiła aktywizacja hutnictwa wielkopiecowego.

Mychów, pole górnicze kopalni "Giełdawy", fot. M. Bogacki.
Zdjęcie z zasobów MH-A w Ostrowcu Św.
Mimo powszechnego występowania i czytelności reliktów dawnego górnictwa rudnego pod Ostrowcem, a nawet obecności pewnych śladów lokalnej tradycji górniczej, problematyka ta nie spotkała się jak dotąd z większym naukowym zainteresowaniem. Dlatego w 2013 roku podjęto działania zmierzające do pełnego zewidencjonowania wszystkich obiektów w ramach projektu „Inwentaryzacja punktów historycznej eksploatacji rud żelaza na obszarze gminy Bodzechów”. Podjęcie prac podyktowane było również stanem zachowania górniczych reliktów i istniejącymi zagrożeniami (głównie prace rolnicze). Dotychczas, w ramach I etapu projektu przeprowadzono inwentaryzację w obrębie miejscowości Goździelin, Moczydło i Jędrzejów (etap II obejmie miejscowości Szewna, Szyby, Jędrzejowie i Mychów). Prace polegały na wykonaniu pełnej dokumentacji opisowej i fotograficznej zlokalizowanych w terenie obiektów. Charakterystyka każdego z nich, wymiary, stan zachowania, bieżące zagrożenia, postulaty konserwatorskie, a także dane administracyjne, lokalizacyjne i własnościowe zapisywane były w specjalnie przygotowanej karcie inwentaryzacyjnej. Równolegle z pracami terenowymi prowadzona była kwerenda archiwalna. W obrębie trzech wymienionych miejscowości (historyczne kopalnie „Sewerynów”, „Goździelskie Górki”, „Długi Chrust”, „Miłków”) zarejestrowano ponad 100 punktów eksploatacji rudy żelaza, wśród których wyróżniono kilka kategorii pod względem morfologii i stanu zachowania.

czwartek, 25 września 2014

Sic transit gloria mundi

Po dłuższej przerwie letnio-wakacyjnej wracamy do przemysłowej tematyki. Zanim o konkretnych rzeczach, krótko, tytułem przypomnienia i podsumowania kilka spraw z ostatnich miesięcy. Nie było ich wiele bo i sezon ogórkowy… ale:

Przede wszystkim w sierpniu odbyły się XLVIII Dymarki Świętokrzyskie. Wielkie święto miłośników antyku a zwłaszcza starożytnych technik hutniczych. Wszystko za sprawą realizowanego z dużym powodzeniem od kilku lat przez Świętokrzyskie Stowarzyszenie Dziedzictwa Przemysłowego projektu „Człowiek i Żelazo w pierwszych wiekach naszej ery”. Więcej o projekcie na stronie www.dymarki.com, a kto nie był na tegorocznych dymarkach, liczne fotorelacje z imprezy znajdzie na facebookowym fanpage’u Dymarek Świętokrzyskich (https://www.facebook.com/Dymarki)

Sprawa druga. Czas jakiś temu w Gazecie Ostrowieckiej ukazał się materiał na temat podostrowieckiego górnictwa rud żelaza i prowadzonej aktualnie inwentaryzacji reliktów dawnych kopalń. Tu można artykuł przeczytać w całości:
http://www.ostrowiecka.pl/publicystyka/wywiady/6515-ostrowiecki-archeolog-bada-relikty-kopal-rud-elaza. Sygnalizowałem już parę razy, że temat będę sukcesywnie przedstawiał. To już niebawem. O jednej sprawie jeszcze tylko wspomnę. W powyższym materiale prasowym znalazł się apel do mieszkańców z prośbą o podzielenie się informacjami na temat kopalń. A nuż ktoś coś wie, posiada jakieś archiwalia czy zapamiętał opowieść dziadka… Odzew przerósł najśmielsze oczekiwania! Napłynęło mnóstwo informacji i cennych wskazówek!  Bardzo dziękuję wszystkim za pomoc, liczę na więcej i dalszą współpracę! Oto co znaczy potęga mediów…

I sprawa trzecia, tytułowa. Co jakiś czas jak bumerang wraca sprawa ruin walcowni w Nietulisku. W lokalnej telewizji obejrzeć można było taki oto materiał:
            

I co z niego wynika? Ano nic. To samo co zwykle od lat: są pomysły na obiekt (raczej mgliste zresztą i bez konkretu), jest koncepcja zagospodarowania, ale przecież nie ma pieniędzy, a teren duży, ciężko, wiecie, gospodarować i utrzymać, a tu jeszcze skomplikowane kwestie własności, etc. no ale przecież „to nasza perełka, niestety, trochę (sic!) zaniedbana; bolejemy nad tym”. Czyżby? Mam wrażenie, że „bolejemy” niezbyt szczerze i nie mam tu na myśli tylko urzędników gminy Kunów. Obawiam się, że los tego zabytku, podobnie zresztą jak i innych, nikogo z decydentów specjalnie nie interesuje. Załamywać ręce nad losem walcowni, płakać i udawać troskę to każdy potrafi, ale już „robić to ni ma komu”, jak mawiał klasyk. Dowód? Już w okresie międzywojennym (1939)  to, co zostało z walcowni w Nietulisku po powodzi z 1903 r. tak opisywał ks. A. Bastrzykowski:
            Wspaniałe ciosem wyłożone i z ciosu wystawione okazałej budowy nieczynne szluzy, sterczące ruiny pozostałe z dawnej walcowni, opuszczony, zatęchły i okazały dom (gdzie mieszkał zarząd), zarośnięty chwastami staw i kanały, walące się ogrodzenie niszczone przez amatorów cudzej własności, przetrzebione przez nieuczciwych dzierżawców wspaniałe drzewa w parku, ogólna martwota i wiejąca zewsząd pustka, niezmierne przygnębiające robią wrażenie. Tam gdzie był przez lat sześćdziesiąt z górą ruch i życie, wrzała praca, od czasu do czasu odbywały się huczne zabawy, dzisiaj wszystko wieje pustką i melancholją. Sic transi gloria mundi.
            Minęło prawie 80 lat a różnicy prawie żadnej. O, pardon, teraz ks. Bastrzykowski mógłby chociaż poharatać w ping-ponga albo pograć w szachy plenerowe… Tyle że korty, szachy i koszenie trawy żadną miarą nie mogą być odtrąbione za sukces bo nie mają ŻADNEGO wpływu na stan zachowania zabytku, a zdaje się, że to o jego ratowanie wszystkim (?) chodzi!?

czwartek, 29 maja 2014

Wielka woda 1903 r.

Tegoroczny maj był (jest) mocno deszczowy i od dłuższego czasu tematem nr 1 w kraju są możliwe powodzie, podtopienia, stany alarmowe i sztaby kryzysowe. Dlatego dziś będzie o wodzie. Konkretnie – o Wielkiej Wodzie z 1903 r. Kamienna na razie się trzyma i raczej już nie zagrozi, ale w lipcu 1903 r. wystąpiła z brzegów powodując jedną z najtragiczniejszych powodzi w historii regionu. Temat pośrednio związany jest z miejscowym hutnictwem – powódź zakończyła karierę kilku znaczących zakładów w dolinie rzeki. Najlepiej głos oddać świadkowi z epoki; oto co napisał korespondent Tygodnika Ilustrowanego:
Prawie nie do wiary! Mała trzeciorzędna rzeczka, zasilająca kilkowłókowe zbiorniki wód, położonych wzdłuż kolei Ostrowieckich fabryk żelaznych, w ciągu doby wymiotła, w literalnem tego słowa znaczeniu, ślad ludzkiej pracy na przestrzeni kilku mil, rozniosła kosztem milionów sypane groble, zerwała z ciosu i żelaza zbudowane stawidła, wysadziła mosty, przegryzła prądem tor kolejowy, zatapiając wszystko od zbóż, dróg do budynków stacyjnych i fabrycznych.
Doby, bodaj kilku chwil starczyło, aby niszczący żywioł zamienił jedną z najbogatszych okolic kraju w rumowisko stłuczonych zbóż, strzaskanych drzew, rozrzuconych chat; jednej bodaj chwili starczyło, a zasłał całe zagłębie od Starachowic po za Ostrowiec gruzem zwalisk, cegieł, wymościł sitowiem, odłamami desek, zwałami wyrwanej z podglebia ziemi i kamieni.

 

 

Towarzyszące relacji zdjęcia autorstwa Ł. Dobrzańskiego pokazują ogrom zniszczeń (powyżej, kolejno: wezbrana Kamienna pod Starachowicami, zniszczenia w Brodach, zerwany most małachowski, powodzianie w Ostrowcu).
Pierwsze uderzenie poszło na Starachowice. Woda dokonała zniszczeń w tamtejszych zakładach, ale groble i upusty wytrzymały dzięki determinacji pracowników. Następnie wody rozbijają w puch olbrzymie stawy Michałowa. W tej osadzie, obecnie dzielnicy Starachowic żywioł doszczętnie zniszczył większość budynków fabrycznych i część osiedla robotniczego. W Brodach, wspaniały zbiornikowy układ wodny jeszcze z I poł. XIX w. obsługujący tamtejszą pudlingarnię i walcownię praktycznie przestał istnieć. Poważnie uszkodzone zostały też budynki zakładu. Wielka woda położyła kres świetnej walcowni w Nietulisku. Zniszczone spiętrzenie wodne w Brodach odcięło zakład od źródła zasilania z Kamiennej, a dodatkowo groblę w Nietulisku przerwała też Świślina. Następnie wody wyrzucając olbrzymie kłody i belki na znacznej wysokości, druzgoczą most pod Małachowem i nie wstrzymane już niczem, rękawem dwuwiorstowej szerokości toczą się w kierunku Ostrowca. (…) W mgnieniu oka zwał wody chwyta w objęcia Ostrowiec, zalewa niżej położone domy, odcina od świata fabryki Klimkiewiczowskie i Częstocickie i zatapia po drodze kilkadziesiąt domków z ludnością wyrobniczą na przedmieściach Bolesławów i Karolinów.
(…)
We trzy dni w tej wrzącej przemysłowem i rolniczem życiem dolinie – rozsiadły się nędza i głód.

środa, 21 maja 2014

Z kopalniami w tle...

Ostatnio pisaliśmy o krzyżu ostrowieckich górników, pozostańmy więc jeszcze w klimacie górniczym. Temat miejscowego górnictwa rud żelaza i tego, co po nim zostało pojawi się już wkrótce. Teraz jednak parę ciekawostek, choć raczej w ponurym tonie. "Retro-makabra" z kopalniami w tle…
Wypadki w górnictwie podziemnym zdarzały się zawsze i zdarzać się będą. Nie inaczej było w podostrowieckich kopalniach. Dla przykładu, w maju 1889 r. Gazeta Radomska donosiła:
            W Bodzechowie Józef Tworowicz, górnik liczący lat 21, pracując w kopalni żelaza we wsi Miłkowie, wpadł niespodziewanie do szybu i poniósł śmierć na miejscu.

Hałdy górnicze nad szybami kopalni "Miłków". W jednym z nich zginął Józef Tworowicz.
Wydarzenie tragiczne, ale zapewne jedno z wielu, jakie miały miejsce w tutejszych kopalniach, a o których nigdy się nie dowiemy. Do innego nieszczęścia doszło w kopalni rudy żelaza w Jędrzejowicach. Tym razem to sprawa kryminalna, a sytuacja jest o tyle niecodzienna, że w roli narzędzia zbrodni wystąpiła sama kopalnia. Pod datą 20 czerwca 1886 r. czytamy w Gazecie Radomskiej:
Zabójstwo. W d. 28 przeszłego miesiąca w kopani rudy przy wsi Jędrzejowice, gm. Częstocice pow. Opatowskiego, znaleziono ciało martwe włościanina tejże wsi, owczarza, Michała Goździeli. Śledztwo wykazało, że Goździela za życia był wrzucony do kopalni, gdzie poniósł śmierć. Sprawcy tego czynu oddani zostali władzy sądowej.
Szyby kopalni w Jędrzejowicach miały grubo ponad 30 metrów głębokości, więc Michał Goździela nie miał żadnych szans. Jakie były dalsze losy ujętych zbrodniarzy, nie wiadomo. Ale też „kryminalne zagadki górnictwa” zdarzały się i w innych częściach kraju. Przenieśmy się na Górny Śląsk, do Królewskiej Huty – dzisiejszego Chorzowa. Tamtejsze pismo Katolik w roku 1890 opisywało tragiczny wypadek w kopalni i związane z nim przestępstwo. Występek był mniejszego kalibru niż sprawa naszego Goździeli, ale za to wyjątkowo podły. Zacytujmy:  
Dzisiaj w nocy wydarzyło się na kopalni hr. Laury wielkie nieszczęście. Trzech ślusarzy było zatrudnionych reparacją w szybie na szali; wtem się lina podtrzymująca szalę zerwała, a ci trzej spadli do szybu na ziemię, a ta zerwana szala na nich. Dwóch na miejscu zostało zabitych, a trzeciemu brzuch rozpruło. Zabici nazywają się Czerwionka i Kaler. Czerwionce jeszcze po śmierci ukradziono 10 talarów, zegarek i ślubny pierścień. Tej samej nocy powiła także żona Czerwionki dziecko.
Urocze? To nie koniec sprawy. Niedługo potem w tej samej gazecie opublikowano sprostowanie, którego fragment warto przytoczyć:
Donoszę Szan. Redakcji, że korespondent, który w przeszłym numerze donosił o zaszłym tu nieszczęściu, był niedokładnie powiadomiony. Donoszę więc, co słyszałem od naocznych świadków. (…) Czerwionce po śmierci nie skradziono zegarka, a ile pieniędzy miał przy sobie, tego nikt nie wie, a że tej samej nocy żona Cz. porodziła syna, to też nieprawda, bo chłopak już był kilka dni stary.
No tak, zwłaszcza to ostatnie robi różnicę… Aha, i w sprostowaniu ani słowa o ślubnym pierścieniu.

wtorek, 29 kwietnia 2014

Górniczy krzyż

W Ostrowcu przed kościołem Najświętszego Serca Jezusowego przy ul. Sandomierskiej stoi krzyż. Krzyż niezwykły, XIX-wieczny, wykonany z żelaza, ażurowy. W centralnej części znajduje się figura ukrzyżowanego Chrystusa, ale to co najciekawsze znajduje się poniżej, na podstawie. Żeliwna tablica z napisem: „BOŻE PRZEDWIECZNY POBŁOGOSŁAW PRACY GÓRNIKÓW OSTROWIECKICH 1881 r.”. Kapitalne świadectwo historii przemysłowej regionu, ale napis wydać się może osobliwy tylko z dzisiejszej perspektywy. Niegdyś wokół Ostrowca rozrzucone były liczne kopalnie rudy żelaza i słowa te oczywiście odnoszą się do górników wydobywających surowiec na potrzeby miejscowych hut. Lokalne górnictwo rud żelaza to zresztą kolejny temat – rzeka, który niebawem poruszymy. Relikty dawnych kopalń są właśnie w trakcie terenowej inwentaryzacji, dlatego wkrótce pojawi się wprowadzenie do tematu i pierwsze wyniki prac.


Ale wracając do krzyża. Pierwotnie stał w innym miejscu, przy obecnym rondzie Republiki Ostrowieckiej, czyli raptem kilkadziesiąt metrów od obecnego. Komuś przeszkadzał, bo pod koniec lat 50-tych (czyli już wiadomo komu…) został zdemontowany i przeniesiony w pobliże kościoła gdzie przeczekał jakieś ćwierć wieku. W 1984 roku został postawiony w obecnym miejscu; wcześniej krzyż został poddany renowacji, wykonano również dokumentację techniczną. I tu ciekawostka. Podczas remontu okazało się, że tablica z napisem górniczym była w fatalnym stanie i została zastąpiona wierną kopią, którą dziś oglądamy. Fajnie, pięknie, pochwalić, tylko gdzie jest oryginał lub jego fragmenty?
Ciekawostka kolejna. Krzyż został wykonany ze składek urzędników i władz ostrowieckiej huty w … fabryce J. Poznańskiego w Warszawie! Sygnatura wytwórni: FAB: J.POZNAŃSKI DŁU: 41 w WARSZ. znajduje się u dołu górniczej tablicy. Dlaczego w Warszawie a nie w miejscowej hucie, która była przecież fundatorem? Było wszystko co potrzeba, a o finezji miejscowych wyrobów i kunszcie robotników niech świadczy brama przed kościołem w Szewnie… Cwaniacy byli zawsze, może i w XIX w. znalazł się jakiś, który postanowił że da zarobić kumplowi ze stolicy? Choć i uczciwie trzeba wspomnieć, że na pocz. lat 80-tych huta była w poważnym „dołku” (w 1884 r. wstrzymano nawet pracę wielkich pieców). A może z jakiegoś powodu w Warszawie wykonano samą tablicę, natomiast krzyż powstał na miejscu? Nie dojdziemy…


Na tym nie koniec rewelacji. Jest relacja korespondenta Gazety Radomskiej z 1889 roku z wizyty w Ostrowcu (Klimkiewiczowie), w której znajdziemy również opis krzyża. Okazuje się, że obecna figura Chrystusa jest późniejsza. W XIX wieku w jej miejscu znajdował się z liści dębowych złoty wieniec, ale co najważniejsze była jeszcze jedna tablica z wierszowaną inskrypcją o treści:

Ojciec Matka trzech Synów
Za Twe Stwórco dary
Z pierwiastków kruszcu swego
Wznoszą Ci ofiary!
Krzyż Święty niech złe wrogi
Zmiejsca tego zwraca
Pod tym znakiem niech słynie
Czteroletnia praca

            Poza tym żadnej daty, jedynie litery I.S.L.R.R.D. Czyli? Dziennikarz wprost pisze, że tablica została wykonana w hucie w Kuźni, a litery to inicjały rodziny Dobrzańskich, właścicieli Kuźni, fundatorów tablicy. Zgadzałoby się: I – Jerzy, S – Salomea (żona) oraz synowie L – Łukasz, R – Roman, R – Roch i D – Dobrzańscy. Przypomnijmy: Jerzy Dobrzański około 1813 r. wybudował pierwszy w okolicy wielki piec w Kuźni, a dobra ostrowieckie były własnością rodziny do lat 30-tych XIX w. Wierszyk jest lakoniczny, ale przynosi garść informacji. Fundatorami żelaznej (z pierwiastków kruszcu swego...) tablicy była rodzina Dobrzańskich (Ojciec Matka trzech Synów...). Tablica została wykonana w hucie w Kuźni zapewne pod koniec drugiej dekady XIX w. (…niech słynie czteroletnia praca). Pierwotnie mogła być umieszczona na nieistniejącym dziś krzyżu (Krzyż Święty niech złe wrogi…), zapewne kamiennym, stojącym być może w samej Kuźni (może w Częstocicach?).
            Kilkadziesiąt lat później, w II poł. XIX w. tablica została umieszczona na żelaznym krzyżu w towarzystwie tablicy z napisem górniczym i tu ją widział dziennikarz Gazety Radomskiej. Jest to jedyna wzmianka na jej temat i dalszy ślad się urywa. Nie wiadomo kiedy zaginęła i co się z nią stało.
            Być może ktoś posiada jakieś archiwalne zdjęcia krzyża z ul. Sandomierskiej kiedy jeszcze stał na swoim pierwotnym miejscu? Może uda się na nich dostrzec jakiś szczegół?

sobota, 12 kwietnia 2014

Nietulisko - zapomniany zabytek

Nietulisko – ruiny walcowni z 1842 r. Chyba najwspanialszy zachowany zabytek dawnego przemysłu hutniczego w okolicy i od kilkudziesięciu lat temat przewodni pocztówek, folderów, przewodników i wszelkich materiałów promujących region czy powiat ostrowiecki…  Ruina od co najmniej 100 lat (wielka powódź 1903 r.), a ostatnio ruina chyląca się ku upadkowi ostatecznemu… przez co zaniepokojenie wyraziła nasza lokalna prasa, poświęcając walcowni artykuł pt. „Zapomniany zabytek”. Tu go można przeczytać w całości:
http://www.ostrowiecka.pl/ostrowiec-swietokrzyski/okolice/6361-zapomniany-zabytek
…choć nie wiem czy warto sobie zawracać głowę, bo w skrócie wygląda to tak: najpierw dowiadujemy się co NALEŻY ZROBIĆ aby zabytek uratować, a następnie dlaczego tego wszystkiego ZROBIĆ SIĘ NIE DA. Czyli przysłowiowa kwadratura koła.


Ponad 150 lat temu zakład w Nietulisku odwiedził niejaki Franciszek Maksymilian Sobieszczański. Zwiedzał kraj, zdobywał informacje, obserwował, szperał i węszył (to dobre słowa – ponoć wcześniej był współpracownikiem carskiej policji), a wrażenia zapisał w świetnej relacji pt. „Wycieczka archeologiczna w niektóre strony gubernii radomskiej odbyta w miesiącu wrześniu 1851 roku” (wyd. 1852). Nietuliskiem był zachwycony i oto co napisał:
Pyszny to zakład: budowle wielkie i na sposób angielski urządzone, porządek wzorowy, a zawiadowca człowiek światły, z zamiłowaniem i znajomością swego przedmiotu.
           Dla braku czasu zwiedziłem ten zakład późno wieczorem w towarzystwie dam i kilku ciekawych gości. Uprzejmy zawiadowca przygotował wszystko na nasze przyjęcie: w ruch puszczono koła, zapalono ognie, a tłum robotników z całym energicznym, górnika odznaczającego zapałem, przystąpił do dzieła. Trudno sobie wyobrazić ten szum i hałas z szaloną szybkością obracających się kół, ten sztuk młotów i syczenie poruszanych wodą maszyn. Dodajmy do tego, iż ziejące ogniem piece wpośród ciemności, w obszernym gmachu, tak fantastyczne i straszliwe rzucały światło, iż twarze robotników i wszystkich obecnych zdawały się być śmiertelną bladością pokryte i jak potępione duchy wyglądały. Kiedy zaś z rozpalonych pieców wyjęte żelazo długiemi kleszczami ciągnąc do rozmaitych maszyn wkładano, wtedy ogień i iskry zewsząd sypiące się, jeszcze okropniejszą im postać nadawały. Ogólna zaś całość tak dziwnie piękny i uroczy, a godny pędzla Rembrandta przedstawiała obraz, iż szczerze żałowałem, dlaczego który z naszych artystów tego cudnego widoku nie przeniósł na płótno”.
           Prawda, że opis kapitalny? Planowałem go zadedykować wszelkiej maści decydentom, w rękach których znajduje się los walcowni, ale nie wiem czy nie ustawiam za wysoko poprzeczki…

niedziela, 23 marca 2014

Ujmassa

  Dziś 23 marca. Czyli? Dzień Przyjaźni Polsko-Węgierskiej!! Na serio, jest taki dzień, ustanowiony przez parlamenty obu krajów przed kilku laty. Korzystając z okazji, zapowiadana we wstępie jedna z „wędrówek dalszych”. Oczywiście na Węgry.
Miejsce zwie się Ujmassa, położone jest w dolinie potoku Garadna w Górach Bukowych nieopodal Miszkolca, jakieś 30 km na północ od Egeru. Jest tam monumentalny wielki piec z 1813 r. reklamowany w madziarskich przewodnikach jako najważniejszy zabytek techniki hutniczej w kraju. Coś w tym jest, bo obiekt rzeczywiście imponujący, a przy tym bajecznie położony…
Pierwszy zakład produkcyjny powstał w tej okolicy w drugiej połowie XVIII w. (ok. 1772), a jego założycielem był niejaki Henryk Fazola. Huta przetrwała do początków następnego stulecia kiedy rozebrano ją jako zbyt przestarzałą i mało wydajną. Nieopodal, w latach 1804-1814 Fryderyk Fazola (syn Henryka) wybudował kolejną hutę z wielkim piecem oraz towarzyszącymi mu kuźniami i warsztatami. Jej pozostałości można oglądać do dziś. Pierwotna forma pieca była nieco inna. Dzisiejszy schodkowy kształt przyjął po przebudowie w 1831 r. Podstawa ma wymiary 9,5 x 8,5 m przy wysokości ponad 11 m, a całość wymurowana z miejscowego kamienia. Niezbędną energię zapewniały wody Garadny, na której zbudowano zaporę i zbiornik w pobliskim Lillafüred. Zakład pracował przez ponad pół wieku. W 1867 r. produkcję przeniesiono do nowocześniejszej huty w Diósgyőr. Opuszczona huta latami niszczała, aż wreszcie w 1952 r. zrujnowany wielki piec zrekonstruowano z przeznaczeniem na cele muzealne. Owszem, w jednym z dawnych budynków fabrycznych mieści się ponoć mini-muzeum, gdzie udało mi się… pocałować klamkę. Dlaczego? Nie wiem. Być może rozwiązanie tej ponurej zagadki znajdowało się na kartce wiszącej na zaryglowanych drzwiach i zapisanej w najczystszej madziarszczyźnie… Grunt, że są zdjęcia.





 

środa, 12 marca 2014

48 Dymarki Świętokrzyskie

48 Dymarki Świętokrzyskie dopiero za kilka miesięcy (15-17 sierpnia), ale już możemy zobaczyć jeden z kilku plakatów promujących imprezę…


         …czy raczej to, co stanowi jej meritum – festyn archeologiczny „Człowiek i Żelazo w pierwszych wiekach naszej ery”.

czwartek, 6 marca 2014

200 lat huty w Ostrowcu, cz. 2

Jeszcze krótko o dacie założenia ostrowieckiej huty. To w zasadzie post scriptum do części 1, gdzie zastanawialiśmy się nad rocznicową datą 1813. Datą, przypomnijmy, budzącą spore wątpliwości, będącą raczej jedną z możliwych. Okazuje się, że jest jeszcze jeden szczegół, wcześniej przeze mnie przeoczony, a który zasługuje na uwagę. W sumie nic wielkiego i odkrywczego, ale warto się przyjrzeć.
Skąd data 1813? Jako pierwszy podał ją Hieronim Łabęcki w wydanej w roku 1841 monumentalnej pracy „Górnictwo w Polsce. Opis kopalnictwa i hutnictwa polskiego, pod względem technicznym, historyczno – statystycznym i prawnym”. Opisując huty w dobrach ostrowieckich, o Kuźni pisze następująco: „W Kuźni nad rzeką Kamienną, stoi dawny wielki piec zaopatrzony w 4 miechy skrzynkowe i fryszerka z 2 miechami skrzynkowemi założona w r. 1813 (…)”. W dawnym piśmiennictwie często trudno dociec „co autor miał na myśli”, w tym przypadku jednak sprawa wydaje się czytelna: „fryszerkazałożona”.  A więc nie cały zakład, nie wielki piec, a fryszerka została założona w roku 1813!


Początkowo przy wielkim piecu w Kuźni istniały 3 fryszerki, do czasów Łabęckiego przetrwała już tylko jedna, właśnie ta wzmiankowana. Jaka była jej rola? Fryszerka to miejsce gdzie w specjalnym piecu (ognisku fryszerskim) poddawano świeżeniu (odwęglaniu) surowe żelazo uzyskane w wielkim piecu. Fryszerka nie mogła więc istnieć bez swojego większego brata, bo pracowała wyłącznie w oparciu o jego produkcję. Jeśli więc fryszerkę w Kuźni wybudowano w 1813 r., wielki piec musiał powstać w tym samym czasie lub nieco wcześniej.
Co w takim razie daje nam informacja podana przez Łabęckiego? Ano, daje nam lata 1812-1813, a to oznacza… że jesteśmy w punkcie wyjścia. I znów mnożą się te same pytania: czy Dobrzański był w tym czasie w swoich dobrach, czy też wojował w blasku napoleońskich orłów?, jeśli był na miejscu, czy możliwa jest budowa huty w czasie wojny? Aha, jakby tego było mało, w tym czasie (1812-1813) dobra ostrowieckie nawiedziły trzy powodzie i klęska głodu… Co z opisem Kuźni z 1816 r., w którym mowa o „nowo wystawionych fabrykach żelaznych”? I na ile można zawierzyć informacjom Łabęckiego? Wydaje się wiarygodny jak nikt, pisał przecież swoje dzieło w czasie, kiedy zakład w Kuźni jeszcze istniał, a zapewne żyli też ludzie, którzy pamiętali jego początki. Niejasności jednak pozostają.

czwartek, 20 lutego 2014

Żelazne dziedzictwo

Filmik przybliżający dziedzictwo przemysłowe regionu – od hutnictwa starożytnego poprzez Staropolski Okręg Przemysłowy i COP aż po dzień dzisiejszy,… którego niestety jest w filmie najwięcej. Szkoda, bo historii tylko 2 minuty… Mimo wszystko polecam uwadze.


poniedziałek, 17 lutego 2014

Panowie ognia

Tym razem cofnijmy się w odległą przeszłość, kiedy hutnictwo dopiero raczkowało, a miasto Ostrowiec nie śniło się nawet najbardziej ekstrawaganckim prahistorycznym wizjonerom. Panie i Panowie, starożytne hutnictwo świętokrzyskie! Aby w kilku zdaniach oddać znaczenie zjawiska, posłużmy się cytatem z nieżyjącego już prof. Kazimierza Bielenina: „Starożytne hutnictwo świętokrzyskie to fenomen kulturowy i techniczny, którego znaczenie dla ziem polskich u schyłku starożytności, a niewykluczone również, że dla całego północno-wschodniego Barbaricum, trudno przecenić. Z racji ogromnej skali tego zjawiska oraz jego złożonych aspektów kulturowych, technicznych i technologicznych jest to jeden z najtrudniejszych, a przy tym najbardziej fascynujących tematów w archeologii okresu rzymskiego na ziemiach polskich”. Temat – rzeka, a przy tym niezwykle złożony i wciąż nie do końca poznany. I autentycznie fascynujący. Na świętokrzyskich polach co rusz natknąć się można na materialne ślady działalności hutników sprzed 2 tysięcy lat. Żużel żelazny, pozostałość starożytnego wytopu i zmora współczesnych rolników próbujących uprawiać takie „żużlowe” pola, obecny jest i w naszej okolicy, dlatego też do tematu będziemy wracać nader często.
Póki co, w ramach rozgrzewki i wprowadzenia do tematyki, kilka zdjęć z zakończonej niedawno w Muzeum Narodowym w Kielcach świetnej wystawy „Panowie ognia – hutnictwo żelaza na ziemiach polskich w starożytności”.







czwartek, 30 stycznia 2014

Obrazki z życia (?) robotników

W początkach 1890 r. Gazeta Radomska donosiła:
W Bodzechowie dnia 11 stycznia r.b. o godz. 6-tej rano Stanisław Rusinowicz, 16 lat liczący, zajęty pracą w gwoździarni, wypadkowym sposobem zabity został na miejscu. Młodego robotnika pochwycił pas skórzany, wprawiający w ruch maszynę gwoździarską; w okamgnieniu też zakończył życie.
Matka zabitego otrzyma wynagrodzenie, wynoszące 500 razy wzięty zarobek zmarłego, ponieważ tenże, jak zresztą wszyscy pracownicy fabryk i zakładów bodzechowskich, ubezpieczeni są od nieszczęśliwych wypadków w Towarzystwie „Rossya”.

Ta sama gazeta, kilka miesięcy później podaje:
Z Bodzechowa. W dniu 28 sierpnia r.b. robotnik pracujący w walcowni w fabryce miejscowej, Tomasz Malec, liczący lat 23, smarując maszynę pochwycony został przez tryby za rękę prawą. Ręka zgruchotana. Chory został odesłany natychmiast do szpitala w Opatowie, gdzie tegoż dnia dokonano amputacji ręki prawej poniżej łokcia. Los Malca zabezpieczony, albowiem robotnicy fabryki Bodzechów ubezpieczeni są od nieszczęśliwych wypadków w Towarzystwie „Rosya”.


A tymczasem korespondent Gazety Radomskiej pisał z sąsiedniego Ostrowca:
Przed dwoma tygodniami [listopad 1889], w odlewni na Klimkiewiczowie, zdarzył się fatalny wypadek robotnikowi tej fabryki, Stejgerwaldowi, mianowicie przy naoliwianiu maszyny tryby jej zgruchotały i odcięły mu nogę. Wskutek szybkiego i nagłego upływu krwi, młody ten, osiemnastoletni ślusarz, wkrótce skończył życie, a z nim i swą karyerę fabryczną. W kilka dni potem, chory już dość dawno ojciec jego, także rozstał się z tym światem. Pozostała po tym ostatnim żona wraz z kilkorgiem jeszcze drobnych dzieci, ze stratą pracującego na nich wszystkich syna, pozbawioną jest środków utrzymania, ma więc być podobno wynagrodzona przez zarząd setką rubli. (…) Nie spieszą się panowie fabrykanci z naśladowaniem tych dzielnych a nielicznych firm, jakie poczyniły już kroki dla ubezpieczenia życia swych pracowników! Bo i po co, wszak ich nigdy nie zabraknie?!...

Kąśliwe i celne uwagi dziennikarza z perspektywy czasu nabrały gorzkiego posmaku. Ostatecznie to właśnie „dzielne” zakłady bodzechowskie upadły, nie wytrzymując konkurencji „panów fabrykantów” z Ostrowca.

piątek, 10 stycznia 2014

200 lat huty w Ostrowcu, cz. 1

Miniony rok upłynął pod znakiem obchodów 200 urodzin ostrowieckiej huty. Miało być hucznie, uroczyście i naukowo, a władze miasta zachęcały mieszkańców do „refleksji nad przemysłowymi korzeniami tożsamości kulturowej Ostrowca Świętokrzyskiego”. Refleksji było co niemiara, zwłaszcza nad piwem i kaszanką z grilla na festynie w parku miejskim. Były też ordery i odznaczenia. Kto zasłużył – dostał order, kto był głodny – został nakarmiony, a kto chciał liznąć wiedzy… mógł przecież w domu coś poczytać! Ot, taka refleksja mieszkańca nad przebiegiem obchodów… Ale nieważne, nie o tym miało być.


Rzecz w rocznicowych datach: 1813-2013, przy których należy się odrobina wyjaśnień. Rok 1813 dający, jak chcą niektórzy, początek ostrowieckiej hucie to data TRADYCYJNA, więc niekoniecznie rzeczywista. W tym roku, jak podaje Hieronim Łabęcki w pracy „Górnictwo w Polsce” (1841) miał zostać założony wielki piec w osadzie Kuźnia (obecnie dzielnica Ostrowca). Fundatorem był Jerzy Dobrzański, ówczesny właściciel dóbr ostrowieckich. Uporządkujmy nieco fakty.
Jerzy Dobrzański został właścicielem dóbr ostrowieckich w roku 1808. Jak czytamy w dokumentach „…fabryki kuźnicze właściciel (…) zaraz po nabyciu dóbr (…) w r. 1808 zaczął erygować i wkrótce do najdoskonalszego doprowadził stanu”. „Zaraz po…”, „wkrótce” czyli kiedy? Pozwolenie „na założenie pieca żelaznego” uzyskał Dobrzański już 22 lutego 1809 roku, ale z jakiegoś powodu przez prawie trzy kolejne lata nie udało się zrealizować inwestycji. Wystąpił więc z kolejną prośbą o pozwolenie w 1811 roku. Na 19 grudnia tego roku datowane jest pismo skierowane do ministra skarbu z prośbą o zaopiniowanie wniosku Dobrzańskiego. Tak więc, pomiędzy 1808 a 1811 rokiem huta z całą pewnością jeszcze nie istniała.
Idźmy dalej i przypatrzmy się okresowi 1812-1814. Tu pojawiają się inne problemy, tym razem natury politycznej. Wojna. Według niektórych źródeł Jerzy Dobrzański był aktywnym uczestnikiem wydarzeń tego okresu. Brał udział w wojnie 1812 roku (Smoleńsk, Borodino), walczył też po Lipskiem (październik 1813), gdzie został ranny (stracił nogę) i dostał się do szwedzkiej niewoli. Przetrzymywany był ponoć na Gotlandii, skąd pod koniec 1814 r. wrócił do kraju. To mocny argument przeciwko przyjętej dacie założenia huty w Kuźni. Nie da się jednocześnie tracić nogi nad Elsterą w Królestwie Saksonii i budować huty nad Kamienną w Księstwie Warszawskim… Tyle tylko, że w napoleońskim życiorysie ostrowieckiego dziedzica obecne są znaki zapytania. Wiemy skądinąd, że we wrześniu 1812 r. Dobrzański przebywał we własnym dworze w Częstocicach. Nie mógł więc żadną miarą uczestniczyć w bitwach pod Smoleńskiem oraz Borodino (sierpień-wrzesień), a prawdopodobnie w ogóle nie wziął udziału w wyprawie na Moskwę. To z kolei stawia pod znakiem zapytania wiarygodność przekazu o jego uczestnictwie w wydarzeniach z lat 1813-1814. Może więc w tym okresie Dobrzański wcale nie bił się za Cesarza, a spokojnie (i na obu nogach) budował hutę w swoich włościach? Być może, ale czas był wybitnie niesprzyjający dla wszelkich inwestycji. Przemarsze wojsk, rekwizycje, kontrybucje, ewakuacja rządu, kraj w ruinie…
Najwcześniejszy opis zakładu w Kuźni pochodzi z roku 1816. Czytamy w nim, że w dobrach ostrowieckich znajdują się „…nowo wystawione wielkie fabryki żelazne” a ich budynki są „…zupełnie nowe, podług najlepszej architektury postawione”. I znów, co oznacza „nowe”? Sprzed roku, dwu, pięciu lat? Z treści dokumentu wynika, ze zakład jeszcze nie przynosi pełnego dochodu, a jego zdolność produkcyjna podawana jest szacunkowo. Oznacza to, że albo jeszcze nie pracuje, albo nie pracuje „pełną parą”, albo dopiero zaczął pracować, co uniemożliwia oszacowanie jego wartości i mocy przerobowej w skali roku.
Kiedy więc powstał pierwszy wielki piec w dobrach ostrowieckich? Konkretnej daty wskazać się nie da, tym bardziej, że zakład budowany był zapewne przez kilka lat. Pewne jest, że powstał pomiędzy 1812 a 1815 rokiem, a to oznacza, uwaga!, że możemy jeszcze świętować przez dwa kolejne lata!