Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bodzechów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bodzechów. Pokaż wszystkie posty

piątek, 28 maja 2021

Goździelskie Górki

        W I połowie XIX wieku jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać kopalnie rud żelaza wokół Ostrowca. Był to okres, kiedy to sztuka hutnicza nad środkową Kamienną weszła na wyższy poziom i w okolicy pojawiły się zakłady wielkopiecowe. Poza istniejącym od początków stulecia wielkim piecem w Kuźni, kolejne pobudowano w Mychowie (1826), Chmielowie i Bodzechowie (1836) oraz dwa w Klimkiewiczowie (1839). Naturalną koleją rzeczy był wzrost zapotrzebowania na surowce, w tym ten kluczowy – rudę żelaza, którą wielkie piece pożerały w ilościach liczonych w tysiącach ton rocznie. Szczególnie mocno zaczęto eksploatować występujące na południe od Kamiennej syderytowe żelaziaki ilaste, których pokłady ciągnęły się pasmem od Trębanowa, przez Goździelin, Szewnę i Jędrzejowice, po Kunów i Nietulisko.
        Już w na początku lat 30. XIX w. zaczęły powstawać na prawym brzegu Kamiennej kopalnie obsługujące hutę w Bodzechowie, zbudowaną przez Ignacego Kotkowskiego, energicznego i przedsiębiorczego dzierżawcę, a następnie właściciela dóbr bodzechowskich. Jedną z nich, pod nazwą „Goździelskie Górki” założono w sąsiednim Goździelinie, na północnym skłonie tzw. Woźnej Góry. Występował tu lokalny poziom rudonośny w obrębie tzw. serii ostrowieckiej górnego liasu (górna jura), składającej się białych piaskowców oraz glin i szarych iłów. To w nich zalegała ruda w postaci trzech warstw, tzw. płaskurów, o łącznej grubości ok. 30 cm. Eksploatowano ją z dość znacznej głębokości – szyby kopalni miały ponad 30 metrów. Pokład rudy szacowano na ok. 30 000 m2, z czego większość wyeksploatowano w ciągu pierwszych kilkunastu lat działalności kopalni. Z 1 m2 otrzymywano 585 kg rudy o zawartości 28% żelaza. W 1847 r. założono tu 7 szybów poszukiwawczych, dzięki którym określono wielkość pozostałego do eksploatacji pokładu. W tym samym roku, po zupełnym wyczerpaniu złoża kopalnię porzucono.
        Do dziś czytelne są ślady po kopalni „Goździelskie Górki”, choć niewiele ich zostało. Jeszcze 30 lat temu prof. K. Bielenin, prowadzący w okolicy prace terenowe doliczył się na Woźnej Górze kilkunastu tzw. warpii – hałd górniczych otaczających dawne szyby. Dziś widocznych jest jedynie kilka, porośniętych z reguły gęstą roślinnością. Istniejące hałdy mają od kilkunastu do ponad 20 m średnicy i zachowaną wysokość do ok. 1,5 m. W niektórych zachowały się ślady po szybach wydobywczych w postaci zapadlisk o średnicy dochodzącej do 4 m i o głębokości ok. 2 m. Pozostałe warpie nie przetrwały prowadzonych tu przez dziesięciolecia prac rolniczych. Pozostały po nich jedynie widoczne na powierzchni warstwy szarych iłów i okruchy rudy.

Kopalnie rudy żelaza w Goździelinie na
Topograficznej Karcie Królestwa Polskiego, lata 30/40 XIX w.

Woźna Góra w Goździelinie, widok od zachodu

 Jedna z zachowanych hałd - warpii

      Hałda górnicza kopalni "Goździelskie Górki"

    Warstwa szarych iłów w miejscu zniwelowanej hałdy

  Owalny ślad po rozoranej hałdzie, pośrodku ślad szybu

    Fragment rudy żelaza na powierzchni

czwartek, 31 grudnia 2020

Piecowisko z Bodzechowa

           Wracamy po dłuższej przerwie. Rok 2020 to był dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia, stąd w człowieku „ni chęci ni ochoty”. Ale że rok się kończy, to i werwa wraca, więc znów podejmujemy hutnicze dzieło. Dziś o starożytnych hutnikach spod Ostrowca. A konkretnie z podostrowieckiego Bodzechowa, gdzie kilkanaście lat temu dokonano ciekawego odkrycia.
         W pierwszych wiekach naszej ery pomiędzy Górami Świętokrzyskimi, a Kamienną pracowało tysiące pieców do wytopu żelaza. Wielka strefa produkcyjna obejmowała swoim zasięgiem również okolice Ostrowca, choć te znajdowały się już na jej peryferiach. Stąd w okolicy nieco mniej śladów dawnej produkcji żelaza niż, powiedzmy, na przedpolach Łysogór. A im dalej na wschód od miasta, tym jeszcze większe rozrzedzenie stanowisk ze starożytnym żużlem, który, jak wiadomo, jest z reguły jedynym zachowanym świadectwem starożytnej metalurgii. Co nie znaczy, że ich nie ma w ogóle.
        Jedno z takich stanowisk odkryto przypadkowo w 2004 r. na jednej z posesji w Bodzechowie, położonej na stoku doliny Kamiennej w południowej części wsi. Podczas prac ogrodowych natrafiono na duży fragment starożytnego żużla. I tu ważna dygresja – w czasach mizernej świadomości społecznej znaczenia zabytków i dziedzictwa archeologicznego, Państwo Juszczakowie, odkrywcy i właściciele posesji zachowali godną podkreślenia czujność i podzielili się informacją o znalezisku z kim trzeba. Dzięki Nim wkrótce w miejscu odkrycia odbyły się regularne badania wykopaliskowe, przeprowadzone siłami ostrowieckiego muzeum, a pod kierunkiem prof. Szymona Orzechowskiego z UJK w Kielcach.
         Okazało się, że odkryty żużel stanowił część większej całości. Łącznie odsłonięto pozostałości 17 pieców kotlinkowych, typowych dla regionu Gór Świętokrzyskich. Tworzyły one dwa nieznacznie oddalone od siebie skupiska - większe liczyło 12 pieców, mniejsze grupowało 4, poza tym odkryto jeszcze jeden pojedynczy piec. Jak zazwyczaj bywa na tego rodzaju stanowiskach, po starożytnych piecach pozostał jedynie żużel – tkwiące w ziemi mniej lub bardziej zwarte struktury tworzące cylindryczne kloce. Te z Bodzechowa ważyły od kilkunastu do ok. 50 kg. Cały odkryty warsztat hutniczy to tzw. piecowisko nieuporządkowane, gdzie poszczególne piece powstawały w miarę potrzeb, niezależnie od siebie. Taki rodzaj działalności łączony jest z produkcją na potrzeby lokalne i związany był najczęściej z osadami. A osada zapewne „czai się” gdzieś w pobliżu, na co wskazują liczne fragmenty ceramiki z okresu wczesnorzymskiego (I w. n.e.) towarzyszące odkrytym piecom. Zapewne nie jest to też jedyne piecowisko w okolicy. Znajdywane na terenie posesji i pól wokół zbadanego stanowiska drobne fragmenty żużla mogą świadczyć o obecności kolejnych warsztatów.  
         Nie bez znaczenia jest zapewne położenie bodzechowskiego warsztatu hutniczego w sąsiedztwie doliny Kamiennej, uznawanej za jedno z odgałęzień ważnego starożytnego szlaku handlowego. Prawdopodobnie to nad tą rzeką odbywała się wymiana towarowa i handel żelazem. Być może świadectwem takich transakcji są odkrywane w okolicy rzymskie denary. Mimo, iż badany warsztat hutniczy położony jest na peryferiach głównego centrum hutniczego, nie ulega wątpliwości, że wraz z innymi stanowiskami z doliny Kamiennej był z nim trwale powiązany.

Poniżej fotorelacja z badań wykopaliskowych z lipca 2004 r. autorstwa Jerzego T. Bąbla:





poniedziałek, 12 marca 2018

Zakładowa straż ogniowa

Z ogniem nie ma żartów. Zwłaszcza jak się nie posiada własnego zastępu straży ogniowej. Ostrowiec nie posiadał aż do roku 1900, więc przy okazji pożarów na gościnne występy przybywały ekipy strażaków z okolicznych zakładów – cukrowni w Częstocicach oraz hut w Bodzechowie i Klimkiewiczowie. Ekipy zakładowe pomagały sobie zresztą wzajemnie, i kiedy zaszła potrzeba, ruszały na pomoc sąsiadom.
Tak było w kwietniu 1885 r. w Bodzechowie, kiedy to „…fabryka pp. Kotkowskich o mało nie stała się pastwą płomieni.  W bliskości bowiem było około 6500 sągów drzewa i znaczny zapas węgla. Pomimo to pożar zniszczył tylko dachy nad halami spustowymi wielkich pieców, a to dzięki szybkiemu i energicznemu ratunkowi, do czego przyłożyła się także skutecznie ochotnicza straż z Częstocic”.
Parę lat później, we wrześniu 1889 r. pożar wybuchł w Ostrowcu. Korespondent Gazety Radomskiej donosił: „Drugi pożar w ciągu tygodnia nawiedził Ostrowiec. Wczoraj o godzinie 8-ej wieczorem wybuchł ogień w podwórzu posesyi Pietrzykowskiego. Spaliły się: stodoła, stajnia i obora. Inwentarz żywy zdołano wypędzić, oprócz siana nie wiele się w budynkach znajdowało.
Największe straty ponieśli: nauczyciel miejscowy i konduktorzy kolejowi, mieszkający w domu pocztowym, przy wynoszeniu bowiem mebli dużo pokradzono. Gdyby nie szybka pomoc straży ogniowej z sąsiednich fabryk: Częstocic, Bodzechowa, Klimkiewiczowa i ze stacyi kolejowej, los mieszkańców Ostrowca byłby smutny. Oprócz kilku beczek do wody nie posiada Ostrowiec żadnych narzędzi ogniowych, a nawet bosaków, obywatele zaś miejscy, posiadający konie, nie chcą takowych dać do wody, a władza w osobie burmistrza zamało posiada powagi i zdolności do zarządzenia czemkolwiek w podobnym wypadku”.
Musiało upłynąć jeszcze kilkanaście lat, aby obywatele i władze miasta doszli do wniosku, że posiadanie jedynie kilku beczek z wodą to jednak za mało, i prędzej czy później drewniana w większości zabudowa pójdzie z dymem. Powołano więc Ochotniczą Straż Pożarną. Od kiedy w 1924 r. włączono w granice miasta Klimkiewiczów wraz z hutą, w Ostrowcu były dwie ekipy strażackie – ochotnicza i hutnicza.
Poniżej: ćwiczenia straży pożarnej Zakładów Ostrowieckich (okres międzywojenny).

czwartek, 8 lutego 2018

O (świętym) Jacku i kopalni, której nie było

Dziś temat mało przemysłowy, ale nie do końca, bo o tematy hutniczo – górnicze ociera się w kilku kwestiach. Przynajmniej w trzech. Po pierwsze, poniższa historia w ogóle by nie wypłynęła, gdyby nie zgłębianie historii miejscowego przemysłu, a ściśle rzecz biorąc – górnictwa rud żelaza i tego co po nim zostało. Po drugie, osoba głównego bohatera, Jacka Małachowskiego - postaci nietuzinkowej i mocno zaangażowanej w rozwój przemysłu hutniczego. Wreszcie, miejsce akcji, czyli Bodzechów. Miejscowość, jakby nie było hutnicza. Usprawiedliwienie, wcale nie naciągane, znalazło się, sumienie jest czyste… a więc:
Pozostałości dawnych kopalń rud żelaza na południe od Kamiennej występują w postaci tzw. warpi, czyli mniejszych lub większych okrągławych usypisk, najczęściej z widocznym do dziś zapadliskiem po dawnym szybie kopalnianym. Ich duże skupiska występują w rejonie m.in. Jędrzejowic i Mychowa, a w sąsiedztwie Bodzechowa w Goździelinie i Moczydle. Kopiec, do złudzenia przypominający warpię górniczą, znajduje się i w Bodzechowie. Stoi samotnie pośrodku rozległego pola na południowych obrzeżach miejscowości. Jednak przy bliższych oględzinach okazuje się, że podobieństwo jest pozorne. Usypisko jest za strome jak na hałdę pokopalnianą, brak również typowego zapadliska poszybowego. A przede wszystkim kopiec nie jest zbudowany z charakterystycznych szarych iłów, jak wszystkie miejscowe hałdy górnicze. Skąd więc pokaźny pagór, z całą pewnością dzieło ludzkich rąk, na środku pola?

Typowa dla okolic Ostrowca hałda górnicza z widocznym
zapadliskiem poszybowym. Poniżej bodzechowski kopiec w różnych ujęciach.

 

Trzeba się cofnąć do przełomu XVIII/XIX w. W tym czasie właścicielem dóbr bodzechowskich był Jacek Małachowski, w latach 1786-1793 kanclerz wielki koronny. O jego zaangażowaniu w rozwój hutnictwa krajowego i upowszechnienie wiedzy technicznej pisaliśmy już szerzej (link). Po wycofaniu się z wielkiej polityki angażował siły i środki w swoich dobrach. Ufundował m.in. kościół w Ruszkowie, założył fabrykę fajansu w Ćmielowie oraz kafli piecowych w Denkowie. Miał przy tym Jaśnie Wielmożny fantazję i magnacki rozmach. Jeszcze sto lat temu krążyły po okolicy anegdoty „o tym szczególnie oryginalnym magnacie”. Jego dwór w Bodzechowie, gdzie gościł na balu samego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego był ponoć czerwono malowany, „o licznych i dziwacznie poprzystawianych skrzydłach”. Do kościoła w Ćmielowie zajeżdżał karetą zaprzężoną w szóstkę koni, którą robił rundę wokół rynku. Na jarmarku kazał wytoczyć beczkę okowity i patrzył ze śmiechem jak chłopi się o nią biją. Gdy zmarł, konduktowi żałobnemu towarzyszyła chmara ptactwa, które następnie obsiadło cały dach kościelny. No i jak to zwykle bywa w przypadku oryginałów do dziś nocami przechadza się po dawnym parku dworskim w Bodzechowie ubrany w kontusz i z szablą przy boku…
Niewiele zostało śladów po nim. Jednym z nich jest zachowana w Bodzechowie przy ul. Cegielnianej figura jego imiennika, św. Jacka. Stoi na wysokiej kolumnie, trzymając w rękach monstrancję i figurę Matki Boskiej. Święty od niedawna jest niestety niekompletny, gdyż przed kilku laty w niejasnych okolicznościach stracił głowę… Tymczasem okazuje się, że była jeszcze jedna, bliźniacza figura. W 1907 r. ks. Jan Wiśniewski w swoim „Dekanacie Opatowskim” pisał, że „za Bodzechowem w stronie Grocholic stoi w polu na kopcu figura św. Jacka…”. Identyczna jak ta zachowana, z tą różnicą, że ta z kopca posiadała napis: „HIACINTUS MAŁACHOWSKI HAERES PATRONO SUO DEDICAT 1812 DIE 24 MAII AETATIS 75 ANNO”. I przeznaczenie naszego kopca, branego początkowo za pozostałość po kopalni rudy, staje się jasne. Kiedy i w jakich okolicznościach figura została zniszczona, nie wiadomo. Do dziś na kopcu można znaleźć drobne elementy dawnej kamieniarki. Szkoda. Samotny kopiec jest dziś jednym z niewielu śladów aktywności Małachowskiego.

Figura św. Jacka z ul. Cegielnianej (uszkodzona, stan obecny). 
Powyżej: figura św. Jacka z ul. Cegielnianej przed uszkodzeniem (fot. W. Wiśniewska)
oraz nieistniejąca figura na kopcu wg J. Wiśniewskiego (1907 r.)

wtorek, 21 listopada 2017

Jacek Nałęcz Małachowski

Dzisiaj przybliżymy sylwetkę jegomościa, którego życiorys mógłby posłużyć za scenariusz doskonałego dramatu polityczno-obyczajowego osadzonego w burzliwych realiach schyłku I Rzeczpospolitej. Albo jeszcze lepszego serialu, o ile oczywiście zadania tego podjąłby się dajmy na to Netflix, a nie rodzimi twórcy. Jegomość ten, to Jacek Małachowski herbu Nałęcz.
Przed ponad dwustu laty grał pierwsze skrzypce w wielkiej polityce czasów stanisławowskich. A w skali mikro gospodarował w swoich włościach i wzbudzał lęk w poddanych z wysokości dworu w Bodzechowie. Wybitny mąż stanu, niestrudzony działacz polityczny i gospodarczy, postać niejednoznaczna i trudna do rozszyfrowania. Na stare lata ekscentryk. Kawaler wielu orderów, posiadacz wielu tytułów i najwyższych godności państwowych oraz miast i wsi wraz z ich żywą zawartością. Prawdziwy magnat i panisko przez duże P. Dlaczego nas interesuje jego osoba? Polityka to jedno, ale nie wszyscy wiedzą, że Jacek Małachowski był również wielkim krzewicielem idei rozwoju przemysłu. A przy tym, jak wyżej wspomniano, związany był mocno z podostrowieckim Bodzechowem.

Jacek Nałęcz Małachowski (1737-1821)
Urodził się w 1737 r. Końskich. Karierę polityczną rozpoczął w wieku 19 lat. Wielokrotnie wybierany posłem na sejm z Sandomierskiego i Sieradzkiego. Od 1766 r. był członkiem Komisji Skarbowej Koronnej, od 1778 prezesem Komisji Menniczej, następnie członkiem Rady Nieustającej i Komisji Edukacji Narodowej. Członek konfederacji Sejmu Czteroletniego. W 1780 r. został podkanclerzem koronnym, a ukoronowaniem kariery była godność kanclerza wielkiego koronnego, którą otrzymał w 1786 r. Zawsze wierny Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu. Opowiedział się po jego stronie w czasie konfederacji barskiej. Zwolennik ścisłych związków z Rosją. Jako zagorzały przeciwnik Konstytucji przystąpił to Targowicy i przeciągnął na jej stronę króla. W 1793 r. zrzekł się godności kanclerskiej i wycofał się z życia politycznego. Zdrajca, jak chcą niektórzy, czy pragmatyk i „patriota realny” jak twierdzą inni? W tym miejscu to nieważne.
Dla nas istotne jest to, że od 1782 r. był członkiem (i to najbardziej aktywnym) Komisji Kruszcowej, pierwszej w kraju państwowej służby geologiczno-górniczej, mającej na celu poszukiwanie i uruchomienie wydobycia rud metali i innych surowców. Górnictwo i hutnictwo było jego wielką pasją. To za jego sprawą w 1769 r. wyszło drukiem polskie tłumaczenie książki „Sposób robienia weglów czyli sztuka węglarska” Duhamela du Monceau. W 1782 r. „staraniem i kosztem Jaśnie Wielmożnego Hyacynta Nałęcza Małachowskiego” ukazały się książki „Nauka o gatunkach i szukaniu rudy żelazney” oraz „Opisanie polskich żelaza fabryk” księdza Józefa Osińskiego. Ten ostatni tytuł był najwybitniejszym dziełem epoki traktującym o krajowym górnictwie i hutnictwie.


Małachowscy stawiali na uprzemysłowienie swoich dóbr. Produkcję żelaza na dużą skalę w Końskich i okolicach podjął Jan Małachowski, tworząc prawdziwy „kombinat” górniczo-hutniczy. W ślady ojca poszedł Jacek. W swoim starostwie radoszyckim wybudował w 1781 r. „wielki piec do topienia rudy żelaznej i lania surowizny Antoninów zwany”. Piec był imponujący - wysoki na 10 m, pracował średnio 40 tygodni w roku i mógł wyprodukować ponad 10 ton surówki. Poza tym Małachowski wystawił dwie fryszerki.
W 1777 r. otrzymał po ojcu dobra bodzechowskie. Dwór w Bodzechowie stał się jego główną siedzibą od 1795 r.; mieszkał tam do śmierci. Być może planował uprzemysłowienie również tego majątku, nie wiemy. Stało się to dopiero za czasów jego spadkobiercy, Gustawa Małachowskiego. W 1836 r. za sprawą Ignacego Kotkowskiego w Bodzechowie stanęła huta z wielkim piecem działająca z sukcesami do początków następnego stulecia. Jacek Małachowski zmarł w swoim dworze w Bodzechowie w 1821 r.

Widok na wielki piec Antoninów z pracy J. Osińskiego

piątek, 3 listopada 2017

Mielerze w Krzemionkach

Nie tak dawno branżowe media donosiły o odkryciu z zastosowaniem metody ALS (lotniczego skaningu laserowego) setek zabytkowych mielerzy na pograniczu województw świętokrzyskiego i mazowieckiego: LINK
Metoda sama w sobie jest niezwykle ciekawa i otwiera nowe możliwości dla poszukiwań archeologicznych. Na czym polega? Definicja z powyższego artykułu: „ALS, czyli lotnicze skanowanie laserowe to technika wykorzystująca urządzenia typu LiDAR (ang. Light Detection and Ranging). Polega na emisji w stronę powierzchni ziemi impulsów laserowych z nadajnika umieszczonego w samolocie, które następnie po napotkaniu przeszkód terenowych wracają do odbiornika. W efekcie uzyskuje się zbiór punktów przestrzennych, będących bardzo dokładną rejestracją powierzchni terenu.
Skanowanie „wyłapuje” więc nawet nieznaczne deniwelacje terenu. Czyli coś, co gołym okiem, dajmy na to w lesie nie jesteśmy w stanie dostrzec. Na przykład pozostałości mielerza, czyli stosu drewna ułożonego w kształcie kopuły i przykrytego ziemią, gliną lub darnią, w którym produkowano węgiel drzewny. Powstawał w wyniku suchej destylacji drewna prowadzonej przy ograniczonym dostępie powietrza. Dlaczego nas to interesuje? Ano, produkowany w mielerzach węgiel drzewny znajdował zastosowanie głównie w hutnictwie żelaza. Przez stulecia był wyłącznym paliwem dla starożytnych dymarek, staropolskich kuźnic oraz pierwszych wielkich pieców, a co za tym idzie fryszerek i pudlingarni. Przy czym jego budowa zasadniczo się nie zmieniała przez stulecia. Musiała być średzina, czyli pionowy słup wokół którego układano pocięte kawałki drewna w formie stosu o średnicy kilku metrów. To przykrywano szczelną warstwą izolacyjną z ziemi czy gliny, tzw. oponą. Przez specjalny otwór zapalano stos, który tlił się przez kilka dni. Następnie zatykano przygotowane wcześniej otwory wentylacyjne i czekano aż ogień wygaśnie i zwęgli resztki drewna.

Budowa mielerzy wg Duhamela du Monceau (1769)
M. Radwan oblicza, że XVI-wieczna kuźnica produkująca rocznie 12-15 ton żelaza zużywała 150 ton węgla drzewnego, na zwęglenie którego trzeba było wyrąbać 2,5 ha lasu szpilkowego. Wyliczenia dla zakładu wielkopiecowego z XIX w. są, co zrozumiałe, jeszcze wyższe – aby wytopić tonę surówki i w dalszej kolejności przerobić ją na żelazo użytkowe zużywano naturalny przyrost z ok. 10 ha lasu! Leśna masakra piłą i siekierą… Począwszy od XVIII w. w hutnictwie zaczęto stosować koks, przy czym na naszych ziemiach na szerszą skalę dopiero w II poł. XIX w.
Pozostałości dawnych mielerzy występują i w podostrowieckich lasach, co szczególnie dziwić nie powinno. Tylko w lasach w rejonie Krzemionek namierzono ich ponad 200. Jako że tereny te wchodziły w skład dóbr bodzechowskich, tutejsze mielerze pracowały najpewniej na potrzeby wielkiego pieca huty Bodzechów, wzniesionej w 1836 r. Już w początkowym okresie istnienia zapotrzebowanie zakładu na węgiel drzewny wymagało rocznego wyrębu 8 tysięcy sągów drzewa. Dopiero pod koniec XIX w. miały miejsce pierwsze próby opalania koksem.
W 2015 r. jeden z miejscowych mielerzy został przebadany przez warszawsko-krzemionkowską ekspedycję archeologiczną. Poniżej krótka fotorelacja:


 



wtorek, 3 listopada 2015

Kamieniołom Bodzechowski

Krótka historia tytułowego miejsca:
Dawny kamieniołom, zwany bodzechowskim lub ostrowieckim położony jest w południowej części rezerwatu przyrody „Krzemionki Opatowskie”, w bliskim sąsiedztwie prahistorycznych kopalń krzemienia (http://krzemionki.pl/). Wcina się w północne zbocze rozległej, suchej doliny (tzw. dolina sudolska). Założony został na potrzeby miejscowego hutnictwa – wydobywano tu wapień na topnik do wielkich pieców. Od kiedy? W niektórych publikacjach znaleźć można informacje, jakoby w tym miejscu wydobywano wapień systemem sztolniowym już w I połowie XIX w. Kuszące, ale raczej nieprawdziwe; nie znajdujemy żadnego potwierdzenia tego faktu w źródłach. Pewne informacje pochodzą dopiero z początku XX w. Wtedy to, w lasach będących własnością Towarzystwa Zakładów Żelaznych Bodzechów istniał kamieniołom o nazwie Krzemionki. Do kamieniołomu doprowadzony był tor kolejowy biegnący od głównej linii Iwanogrodzko – Dąbrowskiej. W 1911 r. teren został zakupiony przez Towarzystwo Akcyjne Wielkich Pieców i Zakładów Ostrowieckich. W okresie międzywojennym miejsce znane było pod nazwą kopalni „Wapień”. Ostrowiecka huta eksploatowała tu pokłady wapieni przez kolejne kilkadziesiąt lat, aż do wiosny 1960 r., kiedy wydobycie ostatecznie wstrzymano. Bazą surowcową dla ówczesnej huty im. M. Nowotki stało się złoże wapieni w nowym kamieniołomie „Lipnik”. 
Od roku 1960 teren nieczynnego już kamieniołomu stopniowo był zamieniany w wysypisko odpadów przemysłowych ostrowieckiej huty. Z czasem hutnicze odpady wypełniły kamieniołom, a zwały żużla utworzyły gigantyczną hałdę. W latach 90-tych ruszył proces likwidacji wysypiska. Rozpoczęto przeróbkę żużla, a uzyskane kruszywo posłużyło jako materiał do podbudowy dróg. Rekultywacja terenu zakończyła się ostatecznie dopiero w ostatnich latach. W jej efekcie odsłonięto i pozostawiono jako odkrywkę geologiczną część dawnego kamieniołomu. 

1928 r. Fot. nieznany
ok. 1957 r. Fot. D. Kostkowski
2009 r. Fot. A. Jedynak
2015 r. Fot. erasmusminerator

niedziela, 15 lutego 2015

Bodzechów 1887 r.

W 1887 r. w wakacyjnym artykule „Z Feryj” zamieszczonym w Gazecie Radomskiej znalazł się krótki opis huty w Bodzechowie. Czytamy:
W tyle zostawiam Denków, mieścinę sławną kiedyś z garnków glinianych, a następnie fabryki naczyń kamiennych, (…) na prawo zaś uroczo, wśród starych drzew, położony Bodzechów, miejscowość fabryczną, własność pp. Kotkowskich.
Za wzór wszelkim fabrykom i zakładom przemysłowym Bodzechów postawić można. Właściciele, administracja, robotnicy, to, bez przesady, rodzina jedna. Wszyscy tam żyją, razem sobie radzą i pomagają. Intryg nie znają tam wcale. Miejsca w administracji przechodzą z ojca na syna. Komu dadzą posadę w fabrykach Bodzechowskich, może być pewien spokojnego kawałka chleba do śmierci. To też i dobrobyt panuje wśród bodzechowskiej ludności fabrycznej, a interesy fabryki w kwitnącym są stanie.
Sielanka i błogostan… I po co było emigrować? Przecież w tych czasach w Londynie grasował Kuba Rozpruwacz, w Ameryce rabowano dyliżanse, Butch Cassidy napadał na pociągi, bracia Earp i Doc Holiday zaciekle strzelali się z kowbojską bandą w Tombstone, a Pat Garrett załatwił wreszcie Billy’ego Kida!
Poniosło mnie za ocean, więc wracając do swojskiego „Dzikiego Wschodu” i na poważnie… Z opisu sądzić można, że autor w Bodzechowie długo nie zabawił, a najpewniej w ogóle nie zwiedzał miejscowej fabryki, tylko oglądał ją przejazdem w drodze z Denkowa do Opatowa. Oparł się zapewne na relacjach z drugiej ręki, zasłyszanych. Te wydają się dość cukierkowe, owszem, ale coś w tym jest. Ciekawe, że sporo ówczesnych relacji wystawia zakładom bodzechowskim bardzo przyzwoite świadectwo.

XIX-wieczny komin fabryczny huty w Bodzechowie.

czwartek, 30 stycznia 2014

Obrazki z życia (?) robotników

W początkach 1890 r. Gazeta Radomska donosiła:
W Bodzechowie dnia 11 stycznia r.b. o godz. 6-tej rano Stanisław Rusinowicz, 16 lat liczący, zajęty pracą w gwoździarni, wypadkowym sposobem zabity został na miejscu. Młodego robotnika pochwycił pas skórzany, wprawiający w ruch maszynę gwoździarską; w okamgnieniu też zakończył życie.
Matka zabitego otrzyma wynagrodzenie, wynoszące 500 razy wzięty zarobek zmarłego, ponieważ tenże, jak zresztą wszyscy pracownicy fabryk i zakładów bodzechowskich, ubezpieczeni są od nieszczęśliwych wypadków w Towarzystwie „Rossya”.

Ta sama gazeta, kilka miesięcy później podaje:
Z Bodzechowa. W dniu 28 sierpnia r.b. robotnik pracujący w walcowni w fabryce miejscowej, Tomasz Malec, liczący lat 23, smarując maszynę pochwycony został przez tryby za rękę prawą. Ręka zgruchotana. Chory został odesłany natychmiast do szpitala w Opatowie, gdzie tegoż dnia dokonano amputacji ręki prawej poniżej łokcia. Los Malca zabezpieczony, albowiem robotnicy fabryki Bodzechów ubezpieczeni są od nieszczęśliwych wypadków w Towarzystwie „Rosya”.


A tymczasem korespondent Gazety Radomskiej pisał z sąsiedniego Ostrowca:
Przed dwoma tygodniami [listopad 1889], w odlewni na Klimkiewiczowie, zdarzył się fatalny wypadek robotnikowi tej fabryki, Stejgerwaldowi, mianowicie przy naoliwianiu maszyny tryby jej zgruchotały i odcięły mu nogę. Wskutek szybkiego i nagłego upływu krwi, młody ten, osiemnastoletni ślusarz, wkrótce skończył życie, a z nim i swą karyerę fabryczną. W kilka dni potem, chory już dość dawno ojciec jego, także rozstał się z tym światem. Pozostała po tym ostatnim żona wraz z kilkorgiem jeszcze drobnych dzieci, ze stratą pracującego na nich wszystkich syna, pozbawioną jest środków utrzymania, ma więc być podobno wynagrodzona przez zarząd setką rubli. (…) Nie spieszą się panowie fabrykanci z naśladowaniem tych dzielnych a nielicznych firm, jakie poczyniły już kroki dla ubezpieczenia życia swych pracowników! Bo i po co, wszak ich nigdy nie zabraknie?!...

Kąśliwe i celne uwagi dziennikarza z perspektywy czasu nabrały gorzkiego posmaku. Ostatecznie to właśnie „dzielne” zakłady bodzechowskie upadły, nie wytrzymując konkurencji „panów fabrykantów” z Ostrowca.