Nie tak dawno
branżowe media donosiły o odkryciu z zastosowaniem metody ALS (lotniczego
skaningu laserowego) setek zabytkowych mielerzy na pograniczu województw świętokrzyskiego
i mazowieckiego: LINK
Metoda sama w
sobie jest niezwykle ciekawa i otwiera nowe możliwości dla poszukiwań
archeologicznych. Na czym polega? Definicja z
powyższego artykułu: „ALS, czyli lotnicze skanowanie laserowe to technika wykorzystująca
urządzenia typu LiDAR (ang. Light Detection and Ranging). Polega na emisji w
stronę powierzchni ziemi impulsów laserowych z nadajnika umieszczonego w
samolocie, które następnie po napotkaniu przeszkód terenowych wracają do
odbiornika. W efekcie uzyskuje się zbiór punktów przestrzennych, będących
bardzo dokładną rejestracją powierzchni terenu.”
Skanowanie
„wyłapuje” więc nawet nieznaczne deniwelacje terenu. Czyli coś, co gołym okiem,
dajmy na to w lesie nie jesteśmy w stanie dostrzec. Na przykład pozostałości mielerza,
czyli stosu drewna ułożonego w kształcie kopuły i przykrytego ziemią, gliną lub
darnią, w którym produkowano węgiel drzewny. Powstawał w wyniku suchej
destylacji drewna prowadzonej przy ograniczonym dostępie powietrza. Dlaczego nas
to interesuje? Ano, produkowany w mielerzach węgiel drzewny znajdował
zastosowanie głównie w hutnictwie żelaza. Przez stulecia był wyłącznym paliwem
dla starożytnych dymarek, staropolskich kuźnic oraz pierwszych wielkich pieców,
a co za tym idzie fryszerek i pudlingarni. Przy czym jego budowa zasadniczo się
nie zmieniała przez stulecia. Musiała być średzina, czyli pionowy słup wokół
którego układano pocięte kawałki drewna w formie stosu o średnicy kilku metrów.
To przykrywano szczelną warstwą izolacyjną z ziemi czy gliny, tzw. oponą. Przez
specjalny otwór zapalano stos, który tlił się przez kilka dni. Następnie
zatykano przygotowane wcześniej otwory wentylacyjne i czekano aż ogień wygaśnie
i zwęgli resztki drewna.
Budowa mielerzy wg Duhamela du Monceau (1769) |
M. Radwan
oblicza, że XVI-wieczna kuźnica produkująca rocznie 12-15 ton żelaza zużywała
150 ton węgla drzewnego, na zwęglenie którego trzeba było wyrąbać 2,5 ha lasu szpilkowego. Wyliczenia
dla zakładu wielkopiecowego z XIX w. są, co zrozumiałe, jeszcze wyższe – aby
wytopić tonę surówki i w dalszej kolejności przerobić ją na żelazo użytkowe
zużywano naturalny przyrost z ok. 10
ha lasu! Leśna masakra piłą i siekierą… Począwszy od
XVIII w. w hutnictwie zaczęto stosować koks, przy czym na naszych ziemiach na
szerszą skalę dopiero w II poł. XIX w.
Pozostałości
dawnych mielerzy występują i w podostrowieckich lasach, co szczególnie dziwić nie
powinno. Tylko w lasach w rejonie Krzemionek namierzono ich ponad 200. Jako że
tereny te wchodziły w skład dóbr bodzechowskich, tutejsze mielerze pracowały
najpewniej na potrzeby wielkiego pieca huty Bodzechów, wzniesionej w 1836 r. Już
w początkowym okresie istnienia zapotrzebowanie zakładu na węgiel drzewny
wymagało rocznego wyrębu 8 tysięcy sągów drzewa. Dopiero pod koniec XIX w. miały
miejsce pierwsze próby opalania koksem.
W 2015 r. jeden z miejscowych mielerzy został przebadany przez warszawsko-krzemionkowską ekspedycję archeologiczną. Poniżej krótka fotorelacja: