Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gazeta Radomska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gazeta Radomska. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 4 grudnia 2018

Barbórka

Dziś 4 grudnia, dzień św. Barbary, czyli popularna „Barbórka”. Święto wszystkich górników, obchodzone hucznie na uroczystych galach, mszach, pochodach, koncertach i biesiadach. A tak obchodzono „Barbórkę” w 1889 r. w Klimkiewiczowie, według relacji korespondenta Gazety Radomskiej:
Ochoczo, wesoło i uroczyście obchodzono święto patronki górników, św. Barbary 4 grudnia w Klimkiewiczowie, a powodem tego było poświęcenie nowo wzniesionej i do puszczenia w ruch prawie przygotowanej nowej stalowni, dzięki której zakłady klimkiewiczowskie, podwajając swoją produkcję i wprowadzając nową gałąź przemysłu w nasze okolice, powiększają się prawie w dwójnasób.(…)
Poświęcenia nowo wzniesionej stalowni dokonał ks. prałat Kijanka, regens seminarium sandomierskiego, a zarazem proboszcz miejscowej parafii w asystencji ks. wikarego, a w obecności przedstawicieli Zarządu powiatowego, miejscowej dyrekcji jak również przedstawicieli sąsiednich górniczych zakładów przemysłowych i licznie zebranych, a w dniu tym świętujących robotników fabrycznych.
Po dokonanym poświęceniu liczne grono gości podejmowali wielce sympatyczni i gościnni gospodarze, na czele których powitał obecnych dyrektor zakładów, p. Agthe. Z kolei dziękując za serdeczne i gościnne przyjęcie, przemówił naczelnik powiatu p. Moroszkin, życząc fabryce jak największego powodzenia, a jej właścicielom i pracownikom jak największych korzyści. Następnie serdecznie przemówił w kilku słowach ks. prałat Kijanka, podnosząc fakt, że Dyrekcja Zakładów, obchodząc uroczyście swój triumf, nie zapomniała o Bogu, rozpoczynając nowe działo w imię Boskie i z Jego błogosławieństwem. (…)
Z kolei przemówił inżynier powiatu opatowskiego p. Suzin, zwracając uwagę, że na tej technicznej uroczystości miały miejsce mowy świeckie i religijne, a nikt jeszcze nie wypowiedział słów kilku ze stanowiska technicznego. (…) Mówca wniósł toast na cześć: przede wszystkim techniki, a następnie, jako mieszkaniec okolic opatowskich, zdrowie wszystkich tych, którzy podjęli projekt przeniesienia stalowni do powiatu opatowskiego (…). Ku wielkiemu zadowoleniu mówcy, toast z uznaniem serdecznym przyjęto i to «techniczne» zdrowie «mechanicznie» do suchego dna pieniącym się szampanem przez wszystkich obecnych wychylone zostało.
Wieczorem w salonach dyrektora zakładów przy dźwiękach miejscowej orkiestry ochocze rozpoczęto tańce, które przeciągnęły się do późna.
Było na bogato – przemowy, szampan i tańce do późna. Czy były też inne swawole i jakim bilansem zakończyła się impreza, nie wiemy. Widzimy za to, że głównym tematem uroczystości  było otwarcie hutniczej stalowni; o samych górnikach ani słowa. Ale tego dnia miała prawo świętować cała branża górniczo-hutnicza, traktowana wówczas jako całość, więc termin uroczystości przypadkowy nie był. Żeby jednak uczcić pamięć wszystkich miejscowych górników w dniu ich święta, poniższe zdjęcie specjalnie dla Nich:


poniedziałek, 12 marca 2018

Zakładowa straż ogniowa

Z ogniem nie ma żartów. Zwłaszcza jak się nie posiada własnego zastępu straży ogniowej. Ostrowiec nie posiadał aż do roku 1900, więc przy okazji pożarów na gościnne występy przybywały ekipy strażaków z okolicznych zakładów – cukrowni w Częstocicach oraz hut w Bodzechowie i Klimkiewiczowie. Ekipy zakładowe pomagały sobie zresztą wzajemnie, i kiedy zaszła potrzeba, ruszały na pomoc sąsiadom.
Tak było w kwietniu 1885 r. w Bodzechowie, kiedy to „…fabryka pp. Kotkowskich o mało nie stała się pastwą płomieni.  W bliskości bowiem było około 6500 sągów drzewa i znaczny zapas węgla. Pomimo to pożar zniszczył tylko dachy nad halami spustowymi wielkich pieców, a to dzięki szybkiemu i energicznemu ratunkowi, do czego przyłożyła się także skutecznie ochotnicza straż z Częstocic”.
Parę lat później, we wrześniu 1889 r. pożar wybuchł w Ostrowcu. Korespondent Gazety Radomskiej donosił: „Drugi pożar w ciągu tygodnia nawiedził Ostrowiec. Wczoraj o godzinie 8-ej wieczorem wybuchł ogień w podwórzu posesyi Pietrzykowskiego. Spaliły się: stodoła, stajnia i obora. Inwentarz żywy zdołano wypędzić, oprócz siana nie wiele się w budynkach znajdowało.
Największe straty ponieśli: nauczyciel miejscowy i konduktorzy kolejowi, mieszkający w domu pocztowym, przy wynoszeniu bowiem mebli dużo pokradzono. Gdyby nie szybka pomoc straży ogniowej z sąsiednich fabryk: Częstocic, Bodzechowa, Klimkiewiczowa i ze stacyi kolejowej, los mieszkańców Ostrowca byłby smutny. Oprócz kilku beczek do wody nie posiada Ostrowiec żadnych narzędzi ogniowych, a nawet bosaków, obywatele zaś miejscy, posiadający konie, nie chcą takowych dać do wody, a władza w osobie burmistrza zamało posiada powagi i zdolności do zarządzenia czemkolwiek w podobnym wypadku”.
Musiało upłynąć jeszcze kilkanaście lat, aby obywatele i władze miasta doszli do wniosku, że posiadanie jedynie kilku beczek z wodą to jednak za mało, i prędzej czy później drewniana w większości zabudowa pójdzie z dymem. Powołano więc Ochotniczą Straż Pożarną. Od kiedy w 1924 r. włączono w granice miasta Klimkiewiczów wraz z hutą, w Ostrowcu były dwie ekipy strażackie – ochotnicza i hutnicza.
Poniżej: ćwiczenia straży pożarnej Zakładów Ostrowieckich (okres międzywojenny).

sobota, 28 października 2017

Wielki piec inżyniera Cichowskiego

Po dłuższej, ponad rocznej przerwie powracamy w klimaty górniczo-hutnicze i od razu zaczynamy z wysokiego C, bo tematem będzie WIELKI PIEC. Konkretnie z huty Klimkiewiczów. W 1886 r. prasa donosiła:
Wielki piec. Największy w Królestwie wielki piec, postawiony umyślnie na potrzeby stalowni, zostaje w tych dniach puszczony w ruch w Klimkiewiczowie, gdzie ma być następnie przez firmę Rau i Lilpop urządzona fabryka szyn stalowych.
Co uruchomiło nowe inwestycje w hucie Klimkiewiczów? Borykające się z różnorakimi problemami zakłady w 1885 r. przeszły w ręce nowo utworzonego Towarzystwa Akcyjnego Wielkich Pieców i Zakładów Ostrowieckich. Zarząd Towarzystwa natychmiast przystąpił do wdrażania programu inwestycyjnego. Dwa dotychczasowe wielkie piece, wybudowane jeszcze w 1839 r. przez inż. Klimkiewicza zostały zburzone, a w ich miejsce powstał jeden, nowoczesny, opalany koksem. Drugi tego typu w Królestwie Polskim, a pierwszy we wschodnim okręgu górniczym. Opłaciło się. O ile w 1877 r. produkcja surówki wyniosła 2824 tony, tak 6 lat później spadła do 935. Uruchomienie nowego pieca pozwoliło zwiększyć produkcję do ponad 10 tysięcy ton, a kiedy w 1894 r. wybudowany został wielki piec nr 2 o rocznej zdolności produkcyjnej wynoszącej ponad 8 tysięcy ton, zakłady ostrowieckie produkowały rocznie grubo ponad 20 tysięcy ton surówki, osiągając dochód blisko 4 milionów rubli (1896). Wracając do pierwszych inwestycji. Panowie fabrykanci mieli nosa, bo w odpowiednim czasie zatrudnili właściwego człowieka. Gazeta Radomska pisała:
Akcjonariusze znaleźli zdolnego, energicznego i w całym znaczeniu tego słowa specjalistę w osobie inżyniera, p. Henryka Cichowskiego, który sam wykonał plany przebudowy zakładu, sam kierował robotami, sam w ruch puścił fabryki i dziś został głównym zarządzającym.
Henryk Cichowski (1851-1910) faktycznie był wybitnym konstruktorem. Ukończył Ecole Centrale w Paryżu, gdzie uzyskał dyplom inżyniera. Praktykował m.in. w Londynie. Rzeczywiście, to on zaprojektował nowy wielki piec dla Klimkiewiczowa, kierował rozbudową zakładów i do 1888 r. w nich dyrektorował. Zrezygnował z pracy nie zgadzając się z decyzją akcjonariuszy odmawiających przeznaczenia dywidendy na modernizację zakładów. Z jego osobą wiąże się pewna ciekawostka. Okazuje się, że Ostrowiec „buchnął” go sąsiednim zakładom starachowickim. Gwoli ścisłości – sam stamtąd odszedł w dość dziwnych okolicznościach, o czym wspomina ta sama Gazeta Radomska:
…lat temu parę tenże sam p. C(ichowski), zająwszy stanowisko głównego inżyniera w dobrach sąsiadujących Starachowice, zmuszony był je opuścić, nie mogąc przyzwyczaić się do naginania karku i słuchania najoryginalniejszych i najdziwaczniejszych poleceń, wydawanych przez ex-oficerów pruskich.
Ciekawe... Tylko o co chodzi? Starachowice powinny czuć się wywołane do odpowiedzi.

Wielki piec zakładów ostrowieckich (stan po 1885 r.). Być może jednym z dżentelmenów
w kapeluszach widocznych na pierwszym planie jest inż. Henryk Cichowski

niedziela, 15 lutego 2015

Bodzechów 1887 r.

W 1887 r. w wakacyjnym artykule „Z Feryj” zamieszczonym w Gazecie Radomskiej znalazł się krótki opis huty w Bodzechowie. Czytamy:
W tyle zostawiam Denków, mieścinę sławną kiedyś z garnków glinianych, a następnie fabryki naczyń kamiennych, (…) na prawo zaś uroczo, wśród starych drzew, położony Bodzechów, miejscowość fabryczną, własność pp. Kotkowskich.
Za wzór wszelkim fabrykom i zakładom przemysłowym Bodzechów postawić można. Właściciele, administracja, robotnicy, to, bez przesady, rodzina jedna. Wszyscy tam żyją, razem sobie radzą i pomagają. Intryg nie znają tam wcale. Miejsca w administracji przechodzą z ojca na syna. Komu dadzą posadę w fabrykach Bodzechowskich, może być pewien spokojnego kawałka chleba do śmierci. To też i dobrobyt panuje wśród bodzechowskiej ludności fabrycznej, a interesy fabryki w kwitnącym są stanie.
Sielanka i błogostan… I po co było emigrować? Przecież w tych czasach w Londynie grasował Kuba Rozpruwacz, w Ameryce rabowano dyliżanse, Butch Cassidy napadał na pociągi, bracia Earp i Doc Holiday zaciekle strzelali się z kowbojską bandą w Tombstone, a Pat Garrett załatwił wreszcie Billy’ego Kida!
Poniosło mnie za ocean, więc wracając do swojskiego „Dzikiego Wschodu” i na poważnie… Z opisu sądzić można, że autor w Bodzechowie długo nie zabawił, a najpewniej w ogóle nie zwiedzał miejscowej fabryki, tylko oglądał ją przejazdem w drodze z Denkowa do Opatowa. Oparł się zapewne na relacjach z drugiej ręki, zasłyszanych. Te wydają się dość cukierkowe, owszem, ale coś w tym jest. Ciekawe, że sporo ówczesnych relacji wystawia zakładom bodzechowskim bardzo przyzwoite świadectwo.

XIX-wieczny komin fabryczny huty w Bodzechowie.

środa, 21 maja 2014

Z kopalniami w tle...

Ostatnio pisaliśmy o krzyżu ostrowieckich górników, pozostańmy więc jeszcze w klimacie górniczym. Temat miejscowego górnictwa rud żelaza i tego, co po nim zostało pojawi się już wkrótce. Teraz jednak parę ciekawostek, choć raczej w ponurym tonie. "Retro-makabra" z kopalniami w tle…
Wypadki w górnictwie podziemnym zdarzały się zawsze i zdarzać się będą. Nie inaczej było w podostrowieckich kopalniach. Dla przykładu, w maju 1889 r. Gazeta Radomska donosiła:
            W Bodzechowie Józef Tworowicz, górnik liczący lat 21, pracując w kopalni żelaza we wsi Miłkowie, wpadł niespodziewanie do szybu i poniósł śmierć na miejscu.

Hałdy górnicze nad szybami kopalni "Miłków". W jednym z nich zginął Józef Tworowicz.
Wydarzenie tragiczne, ale zapewne jedno z wielu, jakie miały miejsce w tutejszych kopalniach, a o których nigdy się nie dowiemy. Do innego nieszczęścia doszło w kopalni rudy żelaza w Jędrzejowicach. Tym razem to sprawa kryminalna, a sytuacja jest o tyle niecodzienna, że w roli narzędzia zbrodni wystąpiła sama kopalnia. Pod datą 20 czerwca 1886 r. czytamy w Gazecie Radomskiej:
Zabójstwo. W d. 28 przeszłego miesiąca w kopani rudy przy wsi Jędrzejowice, gm. Częstocice pow. Opatowskiego, znaleziono ciało martwe włościanina tejże wsi, owczarza, Michała Goździeli. Śledztwo wykazało, że Goździela za życia był wrzucony do kopalni, gdzie poniósł śmierć. Sprawcy tego czynu oddani zostali władzy sądowej.
Szyby kopalni w Jędrzejowicach miały grubo ponad 30 metrów głębokości, więc Michał Goździela nie miał żadnych szans. Jakie były dalsze losy ujętych zbrodniarzy, nie wiadomo. Ale też „kryminalne zagadki górnictwa” zdarzały się i w innych częściach kraju. Przenieśmy się na Górny Śląsk, do Królewskiej Huty – dzisiejszego Chorzowa. Tamtejsze pismo Katolik w roku 1890 opisywało tragiczny wypadek w kopalni i związane z nim przestępstwo. Występek był mniejszego kalibru niż sprawa naszego Goździeli, ale za to wyjątkowo podły. Zacytujmy:  
Dzisiaj w nocy wydarzyło się na kopalni hr. Laury wielkie nieszczęście. Trzech ślusarzy było zatrudnionych reparacją w szybie na szali; wtem się lina podtrzymująca szalę zerwała, a ci trzej spadli do szybu na ziemię, a ta zerwana szala na nich. Dwóch na miejscu zostało zabitych, a trzeciemu brzuch rozpruło. Zabici nazywają się Czerwionka i Kaler. Czerwionce jeszcze po śmierci ukradziono 10 talarów, zegarek i ślubny pierścień. Tej samej nocy powiła także żona Czerwionki dziecko.
Urocze? To nie koniec sprawy. Niedługo potem w tej samej gazecie opublikowano sprostowanie, którego fragment warto przytoczyć:
Donoszę Szan. Redakcji, że korespondent, który w przeszłym numerze donosił o zaszłym tu nieszczęściu, był niedokładnie powiadomiony. Donoszę więc, co słyszałem od naocznych świadków. (…) Czerwionce po śmierci nie skradziono zegarka, a ile pieniędzy miał przy sobie, tego nikt nie wie, a że tej samej nocy żona Cz. porodziła syna, to też nieprawda, bo chłopak już był kilka dni stary.
No tak, zwłaszcza to ostatnie robi różnicę… Aha, i w sprostowaniu ani słowa o ślubnym pierścieniu.

wtorek, 29 kwietnia 2014

Górniczy krzyż

W Ostrowcu przed kościołem Najświętszego Serca Jezusowego przy ul. Sandomierskiej stoi krzyż. Krzyż niezwykły, XIX-wieczny, wykonany z żelaza, ażurowy. W centralnej części znajduje się figura ukrzyżowanego Chrystusa, ale to co najciekawsze znajduje się poniżej, na podstawie. Żeliwna tablica z napisem: „BOŻE PRZEDWIECZNY POBŁOGOSŁAW PRACY GÓRNIKÓW OSTROWIECKICH 1881 r.”. Kapitalne świadectwo historii przemysłowej regionu, ale napis wydać się może osobliwy tylko z dzisiejszej perspektywy. Niegdyś wokół Ostrowca rozrzucone były liczne kopalnie rudy żelaza i słowa te oczywiście odnoszą się do górników wydobywających surowiec na potrzeby miejscowych hut. Lokalne górnictwo rud żelaza to zresztą kolejny temat – rzeka, który niebawem poruszymy. Relikty dawnych kopalń są właśnie w trakcie terenowej inwentaryzacji, dlatego wkrótce pojawi się wprowadzenie do tematu i pierwsze wyniki prac.


Ale wracając do krzyża. Pierwotnie stał w innym miejscu, przy obecnym rondzie Republiki Ostrowieckiej, czyli raptem kilkadziesiąt metrów od obecnego. Komuś przeszkadzał, bo pod koniec lat 50-tych (czyli już wiadomo komu…) został zdemontowany i przeniesiony w pobliże kościoła gdzie przeczekał jakieś ćwierć wieku. W 1984 roku został postawiony w obecnym miejscu; wcześniej krzyż został poddany renowacji, wykonano również dokumentację techniczną. I tu ciekawostka. Podczas remontu okazało się, że tablica z napisem górniczym była w fatalnym stanie i została zastąpiona wierną kopią, którą dziś oglądamy. Fajnie, pięknie, pochwalić, tylko gdzie jest oryginał lub jego fragmenty?
Ciekawostka kolejna. Krzyż został wykonany ze składek urzędników i władz ostrowieckiej huty w … fabryce J. Poznańskiego w Warszawie! Sygnatura wytwórni: FAB: J.POZNAŃSKI DŁU: 41 w WARSZ. znajduje się u dołu górniczej tablicy. Dlaczego w Warszawie a nie w miejscowej hucie, która była przecież fundatorem? Było wszystko co potrzeba, a o finezji miejscowych wyrobów i kunszcie robotników niech świadczy brama przed kościołem w Szewnie… Cwaniacy byli zawsze, może i w XIX w. znalazł się jakiś, który postanowił że da zarobić kumplowi ze stolicy? Choć i uczciwie trzeba wspomnieć, że na pocz. lat 80-tych huta była w poważnym „dołku” (w 1884 r. wstrzymano nawet pracę wielkich pieców). A może z jakiegoś powodu w Warszawie wykonano samą tablicę, natomiast krzyż powstał na miejscu? Nie dojdziemy…


Na tym nie koniec rewelacji. Jest relacja korespondenta Gazety Radomskiej z 1889 roku z wizyty w Ostrowcu (Klimkiewiczowie), w której znajdziemy również opis krzyża. Okazuje się, że obecna figura Chrystusa jest późniejsza. W XIX wieku w jej miejscu znajdował się z liści dębowych złoty wieniec, ale co najważniejsze była jeszcze jedna tablica z wierszowaną inskrypcją o treści:

Ojciec Matka trzech Synów
Za Twe Stwórco dary
Z pierwiastków kruszcu swego
Wznoszą Ci ofiary!
Krzyż Święty niech złe wrogi
Zmiejsca tego zwraca
Pod tym znakiem niech słynie
Czteroletnia praca

            Poza tym żadnej daty, jedynie litery I.S.L.R.R.D. Czyli? Dziennikarz wprost pisze, że tablica została wykonana w hucie w Kuźni, a litery to inicjały rodziny Dobrzańskich, właścicieli Kuźni, fundatorów tablicy. Zgadzałoby się: I – Jerzy, S – Salomea (żona) oraz synowie L – Łukasz, R – Roman, R – Roch i D – Dobrzańscy. Przypomnijmy: Jerzy Dobrzański około 1813 r. wybudował pierwszy w okolicy wielki piec w Kuźni, a dobra ostrowieckie były własnością rodziny do lat 30-tych XIX w. Wierszyk jest lakoniczny, ale przynosi garść informacji. Fundatorami żelaznej (z pierwiastków kruszcu swego...) tablicy była rodzina Dobrzańskich (Ojciec Matka trzech Synów...). Tablica została wykonana w hucie w Kuźni zapewne pod koniec drugiej dekady XIX w. (…niech słynie czteroletnia praca). Pierwotnie mogła być umieszczona na nieistniejącym dziś krzyżu (Krzyż Święty niech złe wrogi…), zapewne kamiennym, stojącym być może w samej Kuźni (może w Częstocicach?).
            Kilkadziesiąt lat później, w II poł. XIX w. tablica została umieszczona na żelaznym krzyżu w towarzystwie tablicy z napisem górniczym i tu ją widział dziennikarz Gazety Radomskiej. Jest to jedyna wzmianka na jej temat i dalszy ślad się urywa. Nie wiadomo kiedy zaginęła i co się z nią stało.
            Być może ktoś posiada jakieś archiwalne zdjęcia krzyża z ul. Sandomierskiej kiedy jeszcze stał na swoim pierwotnym miejscu? Może uda się na nich dostrzec jakiś szczegół?

czwartek, 30 stycznia 2014

Obrazki z życia (?) robotników

W początkach 1890 r. Gazeta Radomska donosiła:
W Bodzechowie dnia 11 stycznia r.b. o godz. 6-tej rano Stanisław Rusinowicz, 16 lat liczący, zajęty pracą w gwoździarni, wypadkowym sposobem zabity został na miejscu. Młodego robotnika pochwycił pas skórzany, wprawiający w ruch maszynę gwoździarską; w okamgnieniu też zakończył życie.
Matka zabitego otrzyma wynagrodzenie, wynoszące 500 razy wzięty zarobek zmarłego, ponieważ tenże, jak zresztą wszyscy pracownicy fabryk i zakładów bodzechowskich, ubezpieczeni są od nieszczęśliwych wypadków w Towarzystwie „Rossya”.

Ta sama gazeta, kilka miesięcy później podaje:
Z Bodzechowa. W dniu 28 sierpnia r.b. robotnik pracujący w walcowni w fabryce miejscowej, Tomasz Malec, liczący lat 23, smarując maszynę pochwycony został przez tryby za rękę prawą. Ręka zgruchotana. Chory został odesłany natychmiast do szpitala w Opatowie, gdzie tegoż dnia dokonano amputacji ręki prawej poniżej łokcia. Los Malca zabezpieczony, albowiem robotnicy fabryki Bodzechów ubezpieczeni są od nieszczęśliwych wypadków w Towarzystwie „Rosya”.


A tymczasem korespondent Gazety Radomskiej pisał z sąsiedniego Ostrowca:
Przed dwoma tygodniami [listopad 1889], w odlewni na Klimkiewiczowie, zdarzył się fatalny wypadek robotnikowi tej fabryki, Stejgerwaldowi, mianowicie przy naoliwianiu maszyny tryby jej zgruchotały i odcięły mu nogę. Wskutek szybkiego i nagłego upływu krwi, młody ten, osiemnastoletni ślusarz, wkrótce skończył życie, a z nim i swą karyerę fabryczną. W kilka dni potem, chory już dość dawno ojciec jego, także rozstał się z tym światem. Pozostała po tym ostatnim żona wraz z kilkorgiem jeszcze drobnych dzieci, ze stratą pracującego na nich wszystkich syna, pozbawioną jest środków utrzymania, ma więc być podobno wynagrodzona przez zarząd setką rubli. (…) Nie spieszą się panowie fabrykanci z naśladowaniem tych dzielnych a nielicznych firm, jakie poczyniły już kroki dla ubezpieczenia życia swych pracowników! Bo i po co, wszak ich nigdy nie zabraknie?!...

Kąśliwe i celne uwagi dziennikarza z perspektywy czasu nabrały gorzkiego posmaku. Ostatecznie to właśnie „dzielne” zakłady bodzechowskie upadły, nie wytrzymując konkurencji „panów fabrykantów” z Ostrowca.