poniedziałek, 12 marca 2018

Zakładowa straż ogniowa

Z ogniem nie ma żartów. Zwłaszcza jak się nie posiada własnego zastępu straży ogniowej. Ostrowiec nie posiadał aż do roku 1900, więc przy okazji pożarów na gościnne występy przybywały ekipy strażaków z okolicznych zakładów – cukrowni w Częstocicach oraz hut w Bodzechowie i Klimkiewiczowie. Ekipy zakładowe pomagały sobie zresztą wzajemnie, i kiedy zaszła potrzeba, ruszały na pomoc sąsiadom.
Tak było w kwietniu 1885 r. w Bodzechowie, kiedy to „…fabryka pp. Kotkowskich o mało nie stała się pastwą płomieni.  W bliskości bowiem było około 6500 sągów drzewa i znaczny zapas węgla. Pomimo to pożar zniszczył tylko dachy nad halami spustowymi wielkich pieców, a to dzięki szybkiemu i energicznemu ratunkowi, do czego przyłożyła się także skutecznie ochotnicza straż z Częstocic”.
Parę lat później, we wrześniu 1889 r. pożar wybuchł w Ostrowcu. Korespondent Gazety Radomskiej donosił: „Drugi pożar w ciągu tygodnia nawiedził Ostrowiec. Wczoraj o godzinie 8-ej wieczorem wybuchł ogień w podwórzu posesyi Pietrzykowskiego. Spaliły się: stodoła, stajnia i obora. Inwentarz żywy zdołano wypędzić, oprócz siana nie wiele się w budynkach znajdowało.
Największe straty ponieśli: nauczyciel miejscowy i konduktorzy kolejowi, mieszkający w domu pocztowym, przy wynoszeniu bowiem mebli dużo pokradzono. Gdyby nie szybka pomoc straży ogniowej z sąsiednich fabryk: Częstocic, Bodzechowa, Klimkiewiczowa i ze stacyi kolejowej, los mieszkańców Ostrowca byłby smutny. Oprócz kilku beczek do wody nie posiada Ostrowiec żadnych narzędzi ogniowych, a nawet bosaków, obywatele zaś miejscy, posiadający konie, nie chcą takowych dać do wody, a władza w osobie burmistrza zamało posiada powagi i zdolności do zarządzenia czemkolwiek w podobnym wypadku”.
Musiało upłynąć jeszcze kilkanaście lat, aby obywatele i władze miasta doszli do wniosku, że posiadanie jedynie kilku beczek z wodą to jednak za mało, i prędzej czy później drewniana w większości zabudowa pójdzie z dymem. Powołano więc Ochotniczą Straż Pożarną. Od kiedy w 1924 r. włączono w granice miasta Klimkiewiczów wraz z hutą, w Ostrowcu były dwie ekipy strażackie – ochotnicza i hutnicza.
Poniżej: ćwiczenia straży pożarnej Zakładów Ostrowieckich (okres międzywojenny).

piątek, 2 marca 2018

Bobrza

Od czasu do czasu przytrafiają się nam tutaj eskapady w dalsze zakątki Zagłębia Staropolskiego, tak będzie i tym razem. Dziś Bobrza w gminie Miedziana Góra i jeden ze sztandarowych zabytków dawnego hutnictwa. Miejscowość spokojnie mogłaby stać się ośrodkiem kultu i celem pielgrzymek współczesnych hutników wraz rodzinami, gdyż prawdopodobnie to tutaj zaczęła się historia polskiego wielkopiecownictwa. Wiele wskazuje na to, że właśnie nad Bobrzą Jan Maria Caccio założył w roku 1598 pierwszy na ziemiach polskich wielki piec (typu bergamskiego). Piec oczywiście się nie zachował, zachowały się za to imponujące pozostałości późniejszej inwestycji z czasów Królestwa Kongresowego.
W latach 20. XIX w. zaplanowano wybudowanie w Bobrzy największego w kraju zakładu hutniczego, produkującego ponad 5 tysięcy ton surówki rocznie (a więc tyle, ile wszystkie istniejące wówczas huty Królestwa). Projekt zakładał budowę pięciu wielkich pieców. Olbrzymich jak na swoje czasy – każdy o wysokości 18 metrów. Piece miały stać szeregowo z równoległą do nich halą odlewni. Powyżej, na tarasie przyległego wzgórza (sztucznie wyrównanego) zaplanowano potężny mur oporowy o wysokości 15 metrów i długości 500 m.  Za nim miały znajdować się budynki zakładu: hale fabryczne, składy, węgielnie, piece do prażenia rudy. Pomiędzy tarasem górnym a dolnym z wielkimi piecami planowano wybudować kamienne pochylnie komunikacyjne. Aby zabezpieczyć potrzeby energetyczne zakładu, zaplanowano budowę potężnej tamy na Bobrzy, która miała spiętrzyć wodę rzeki do wysokości 12 m. Strumień wody z powstałego zbiornika miał poruszać olbrzymie koło o średnicy 11 m, przekazujące energię do dmuchaw piecowych i maszynowni.
Inicjatorem inwestycji było Ministerstwo Skarbu kierowane przez Ksawerego Druckiego-Lubeckiego. Plan zakładu wykonał w latach 1826-1827 Fryderyk Lempe, a budowa ruszyła w 1828 r. pod kierunkiem inż. Jana Strachlera. Nie udało się zrealizować ambitnego planu. Już w 1828 r. powódź zerwała tamę, a dwa lata później budowę ostatecznie przerwał wybuch powstania listopadowego. Do tego czasu zrealizowano jedynie część inwestycji. Na budowę m.in. pięciu wielkich pieców i odlewni zabrakło czasu, a wstrzymanych robót nigdy już nie wznowiono. Do dziś zachowały się: mur oporowy, ruiny węgielni i hali fabrycznej, zabudowania osiedla fabrycznego oraz częściowo układ wodny zakładu. Mało, zważywszy na planowany rozmach, ale i tak robi wrażenie.