środa, 21 maja 2014

Z kopalniami w tle...

Ostatnio pisaliśmy o krzyżu ostrowieckich górników, pozostańmy więc jeszcze w klimacie górniczym. Temat miejscowego górnictwa rud żelaza i tego, co po nim zostało pojawi się już wkrótce. Teraz jednak parę ciekawostek, choć raczej w ponurym tonie. "Retro-makabra" z kopalniami w tle…
Wypadki w górnictwie podziemnym zdarzały się zawsze i zdarzać się będą. Nie inaczej było w podostrowieckich kopalniach. Dla przykładu, w maju 1889 r. Gazeta Radomska donosiła:
            W Bodzechowie Józef Tworowicz, górnik liczący lat 21, pracując w kopalni żelaza we wsi Miłkowie, wpadł niespodziewanie do szybu i poniósł śmierć na miejscu.

Hałdy górnicze nad szybami kopalni "Miłków". W jednym z nich zginął Józef Tworowicz.
Wydarzenie tragiczne, ale zapewne jedno z wielu, jakie miały miejsce w tutejszych kopalniach, a o których nigdy się nie dowiemy. Do innego nieszczęścia doszło w kopalni rudy żelaza w Jędrzejowicach. Tym razem to sprawa kryminalna, a sytuacja jest o tyle niecodzienna, że w roli narzędzia zbrodni wystąpiła sama kopalnia. Pod datą 20 czerwca 1886 r. czytamy w Gazecie Radomskiej:
Zabójstwo. W d. 28 przeszłego miesiąca w kopani rudy przy wsi Jędrzejowice, gm. Częstocice pow. Opatowskiego, znaleziono ciało martwe włościanina tejże wsi, owczarza, Michała Goździeli. Śledztwo wykazało, że Goździela za życia był wrzucony do kopalni, gdzie poniósł śmierć. Sprawcy tego czynu oddani zostali władzy sądowej.
Szyby kopalni w Jędrzejowicach miały grubo ponad 30 metrów głębokości, więc Michał Goździela nie miał żadnych szans. Jakie były dalsze losy ujętych zbrodniarzy, nie wiadomo. Ale też „kryminalne zagadki górnictwa” zdarzały się i w innych częściach kraju. Przenieśmy się na Górny Śląsk, do Królewskiej Huty – dzisiejszego Chorzowa. Tamtejsze pismo Katolik w roku 1890 opisywało tragiczny wypadek w kopalni i związane z nim przestępstwo. Występek był mniejszego kalibru niż sprawa naszego Goździeli, ale za to wyjątkowo podły. Zacytujmy:  
Dzisiaj w nocy wydarzyło się na kopalni hr. Laury wielkie nieszczęście. Trzech ślusarzy było zatrudnionych reparacją w szybie na szali; wtem się lina podtrzymująca szalę zerwała, a ci trzej spadli do szybu na ziemię, a ta zerwana szala na nich. Dwóch na miejscu zostało zabitych, a trzeciemu brzuch rozpruło. Zabici nazywają się Czerwionka i Kaler. Czerwionce jeszcze po śmierci ukradziono 10 talarów, zegarek i ślubny pierścień. Tej samej nocy powiła także żona Czerwionki dziecko.
Urocze? To nie koniec sprawy. Niedługo potem w tej samej gazecie opublikowano sprostowanie, którego fragment warto przytoczyć:
Donoszę Szan. Redakcji, że korespondent, który w przeszłym numerze donosił o zaszłym tu nieszczęściu, był niedokładnie powiadomiony. Donoszę więc, co słyszałem od naocznych świadków. (…) Czerwionce po śmierci nie skradziono zegarka, a ile pieniędzy miał przy sobie, tego nikt nie wie, a że tej samej nocy żona Cz. porodziła syna, to też nieprawda, bo chłopak już był kilka dni stary.
No tak, zwłaszcza to ostatnie robi różnicę… Aha, i w sprostowaniu ani słowa o ślubnym pierścieniu.