Ostatnio
pisaliśmy o krzyżu ostrowieckich górników, pozostańmy więc jeszcze w klimacie górniczym.
Temat miejscowego górnictwa rud żelaza i tego, co po nim zostało pojawi się już
wkrótce. Teraz jednak parę ciekawostek, choć raczej w ponurym tonie. "Retro-makabra" z kopalniami w tle…
Wypadki w
górnictwie podziemnym zdarzały się zawsze i zdarzać się będą. Nie inaczej było
w podostrowieckich kopalniach. Dla przykładu, w maju 1889 r. Gazeta Radomska
donosiła:
W
Bodzechowie Józef Tworowicz,
górnik liczący lat 21, pracując w kopalni żelaza we wsi Miłkowie, wpadł niespodziewanie
do szybu i poniósł śmierć na miejscu.
Wydarzenie
tragiczne, ale zapewne jedno z wielu, jakie miały miejsce w tutejszych
kopalniach, a o których nigdy się nie dowiemy. Do innego nieszczęścia doszło w
kopalni rudy żelaza w Jędrzejowicach. Tym razem to sprawa kryminalna, a
sytuacja jest o tyle niecodzienna, że w roli narzędzia zbrodni wystąpiła sama
kopalnia. Pod datą 20 czerwca 1886 r. czytamy w Gazecie Radomskiej:
Zabójstwo.
W d. 28 przeszłego miesiąca w
kopani rudy przy wsi Jędrzejowice, gm. Częstocice pow. Opatowskiego, znaleziono
ciało martwe włościanina tejże wsi, owczarza, Michała Goździeli. Śledztwo
wykazało, że Goździela za życia był wrzucony do kopalni, gdzie poniósł śmierć. Sprawcy
tego czynu oddani zostali władzy sądowej.
Szyby kopalni
w Jędrzejowicach miały grubo ponad 30 metrów głębokości, więc Michał Goździela nie
miał żadnych szans. Jakie były dalsze losy ujętych zbrodniarzy, nie wiadomo. Ale
też „kryminalne zagadki górnictwa” zdarzały się i w innych częściach kraju. Przenieśmy
się na Górny Śląsk, do Królewskiej Huty – dzisiejszego Chorzowa. Tamtejsze
pismo Katolik w roku 1890 opisywało tragiczny wypadek w kopalni i związane z
nim przestępstwo. Występek był mniejszego kalibru niż sprawa naszego Goździeli, ale
za to wyjątkowo podły. Zacytujmy:
Dzisiaj w nocy wydarzyło się na kopalni hr. Laury
wielkie nieszczęście. Trzech ślusarzy było zatrudnionych reparacją w szybie na
szali; wtem się lina podtrzymująca szalę zerwała, a ci trzej spadli do szybu na
ziemię, a ta zerwana szala na nich. Dwóch na miejscu zostało zabitych, a
trzeciemu brzuch rozpruło. Zabici nazywają się Czerwionka i Kaler. Czerwionce
jeszcze po śmierci ukradziono 10 talarów, zegarek i ślubny pierścień. Tej samej
nocy powiła także żona Czerwionki dziecko.
Urocze? To nie
koniec sprawy. Niedługo potem w tej samej gazecie opublikowano sprostowanie,
którego fragment warto przytoczyć:
Donoszę Szan. Redakcji, że korespondent,
który w przeszłym numerze donosił o zaszłym tu nieszczęściu, był niedokładnie
powiadomiony. Donoszę więc, co słyszałem od naocznych świadków. (…) Czerwionce po
śmierci nie skradziono zegarka, a ile pieniędzy miał przy sobie, tego nikt nie
wie, a że tej samej nocy żona Cz. porodziła syna, to też nieprawda, bo chłopak
już był kilka dni stary.
No tak,
zwłaszcza to ostatnie robi różnicę… Aha, i w sprostowaniu ani słowa o ślubnym
pierścieniu.