W przepastnych
zbiorach ostrowieckiego muzeum znajduje się dokument, z którym wiąże się
ciekawa hutnicza historia. Pismo wystawione w Klimkiewiczowie 25 kwietnia 1868
r. skierowane jest do Zawiadowcy Zakładów Ostrowieckich. Administrator
zawiadamiał o nowym stanowisku i awansie niejakiego Gliszczyńskiego. Przytoczmy fragment: „P. Gliszczyński Assystent WW Pieców, powołanym został od 1 Maja b.r. na
starszego Assystenta Zakładu Irena – wczem załączającą się nominację Zawiadowca
doręczy i udanie się na miejsce nowego przeznaczenia dopilnuje”. Dalej podano,
że zainteresowany otrzymuje 15 rubli na pokrycie kosztów przeprowadzki do
Ireny. Była to walcownia żelaza koło Zaklikowa w Guberni Lubelskiej wybudowana
podobnie jak ostrowiecka huta przez hr. Henryka Łubieńskiego w latach 30. XIX
w. Przez szereg lat była to, można powiedzieć, filia Zakładów Ostrowieckich. To
tam do walcowania kierowano żelazo uzyskane w ostrowieckich wielkich piecach.
Szerzej o Irenie będzie kiedy indziej, dziś zajmijmy się człowiekiem.
Nazwisko
Gliszczyński prawie w ogóle nie występuje w regionie. W aktach parafii Szewna
(należał do niej Klimkiewiczów) pojawia się tylko raz. W tym samym, 1868 r.,
związek małżeński z Leonią Zdziemnicką (w innych źródłach: Zdziennicka,
Zdzieniecka,) zawarł tu Artur
Gliszczyński. Z całą pewnością to nasz awansowany hutnik, który jednak z
jakiegoś powodu nie podjął pracy w Irenie. Rok później Artur i Leonia pojawiają
się bowiem w miejscowości Machory, wtedy w powiecie opoczyńskim. Zapewne
nieprzypadkowo. Machory były prężnym ośrodkiem hutniczym z całym kompleksem
zakładów, wielkim piecem, pudlingarnią i okolicznymi kopalniami rudy. W 1869 r.
rodzi się tu pierworodny syn Gliszczyńskich, który po ojcu otrzymał imię Artur.
W akcie chrztu ojciec dziecka figuruje jako „administrator fabryk”. I to może być odpowiedź
na pytanie, dlaczego nasz bohater nie podjął pracy w Irenie. Być może skorzystał z lepszej oferty, bo
zarządzanie całym zakładem było na pewno bardziej intratne niż stanowisko
starszego asystenta. Z drugiej strony, urodzony w 1848 r. Artur przekroczył
wtedy ledwo 20 lat... A może po prostu świeżo upieczony małżonek wraz z ciężarną
żoną postanowił wrócić w rodzinne strony? W tamtych okolicach, rejon Opoczna,
Piotrkowa Trybunalskiego, nazwisko Gliszczyński jest
bardzo popularne. Rodzinne powiązania i znajomości mogły znacznie ułatwić
objęcie dobrej posady. Ale to tylko domysły.
Małżeństwo
Gliszczyńskich było chyba udane, jeśli liczyć miarą urodzonych dzieci. Płodne
było na pewno. Po pierworodnym Arturze, pojawiają się kolejne pociechy urodzone
w Machorach: Wanda (1871), Michał (1872), Stefan (1873) i Marianna (1875). W
latach 80. Artur Gliszczyński mieszka już w Warszawie i tu rodzą się kolejne
dzieci. Umiera w roku 1896 w wieku 48 lat i zostaje pochowany na Powązkach.
Ciekawą postacią
był jego najstarszy syn Artur, dziennikarz, humorysta i poeta związany najpierw z
Łodzią, potem z Warszawą. Brał aktywny
udział w życiu kulturalnym obu miast, publikował m.in. w „Gońcu Łódzkim” i „Kurierze
Warszawskim”, był redaktorem i wydawcą szeregu pism. Ceniony przez krytyków jego
zbiór wierszy „Z mroku i dymu” (1901)
poświęcony jest życiu robotników fabrycznej Łodzi. Zmarł w 1910 r. i pochowany został
obok ojca-hutnika na Cmentarzu Powązkowskim.
Grób Gliszczyńskich na Cmentarzu Powązkowskim (źródło: Wikipedia) |